To nieprawda, że nowy polski teatr odrzucił dialog z tradycją, odwrócił się od mistrzów i zajął własnym pępkiem. Przeczy temu wpływ, jaki na młodą generację reżyserów i dramatopisarzy ma Tadeusz Różewicz. Chociaż dramaty poety w ostatnich sezonach nieczęsto trafiały na afisz (może poza lekturową "Kartoteką"), to jednak jego twórczość pozostaje ważnym punktem odniesienia dla pokolenia jego wnuków.
Do Różewicza nawiązuje Michał Walczak (rocznik 1979), jeden z najzdolniejszych dzisiaj autorów teatralnych. Jego sztuka "Podróż do wnętrza pokoju" z 2003 r. to współczesna wersja "Kartoteki", w której wiwisekcji swego życia dokonuje student imieniem Skóra.
Inny dramatopisarz z tego samego pokolenia Paweł Demirski cytował Różewicza w dramacie "From Poland with love", zestawiając wiersz "Ocalony" z historią pary bezrobotnych usiłujących wyemigrować z kraju. "Nasza mała stabilizacja" i inne miniatury z Teatru Niekonsekwencji wykorzystał Paweł Miśkiewicz w swoim "Rajskim ogródku", przedstawieniu ze studentami krakowskiej PWST, które objechało kilka festiwali i zostało przeniesione do Teatru TV. A długo niegrana sztuka "Do piachu" powróciła w genialnym przedstawieniu lubelskiego Provisorium/Kompanii Teatr.
Dlaczego sięgają po Różewicza? Każdy ma swoje powody. Jedni szukają u Różewicza potwierdzenia swoich przeczuć, że świat niekoniecznie zmierza we właściwą stronę, drudzy odnajdują w nim uwrażliwienie na rzeczywistość, konkret, realistyczny szczegół. Jednym imponuje artystyczna odwaga, z jaką Różewicz łamał zasady i konwencje, budując nowy język teatru i dramaturgii, inni podzielają jego nieufność do martyrologii, ideologicznego zadęcia i kłamstwa.
Wspólne jest na pewno doświadczenie dewaluacji wartości, które w pokoleniu Różewicza wywołała wojna, a w pokoleniu Demirskiego czy Walczaka - bezrobocie i ostre podziały ekonomiczne w społeczeństwie.
Wszystkie te motywy zbiegają się we wrocławskiej "Kartotece" w reżyserii Michała Zadary. Młody reżyser, który zasłynął nowatorskimi odczytaniami klasyki: "Księdza Marka", "Wesela" i współczesnego dramatu (Demirski), wystawił "Kartotekę", tak jakby to był tekst napisany dzisiaj. Jego spektakl w łamaniu konwencji teatralnej i rozbijaniu struktury dramatycznej idzie dalej niż sztuka z 1958 r., tak jakby dopiero teraz teatr dogonił eksperymenty dramatopisarza. Różewicz pozbawił dramat tradycyjnej fabuły i akcji, a do tekstu wplótł cytaty z gazet, Zadara zlikwidował podział na widownię i scenę i kazał grać aktorom pomiędzy widzami stłoczonymi na podestach, które przypominają dworcowe perony (znakomita przestrzeń-instalacja Roberta Rumasa).
Pokawałkowany dramat został jeszcze bardziej rozbity, aktorzy grają niezależnie od siebie w różnych częściach sali, śpiewają lub recytują do mikrofonów, a nawet wybiegają na korytarz, aby tam w skupieniu prowadzić dialogi. Nie ma jednego Bohatera, jest ich dwóch - stary - Jan Peszek i młody - Szymon Czacki. Role nie są jednak na stałe przypisane do aktorów, kwestie Bohatera czy odwiedzających jego mieszkanie gości podejmują inni wykonawcy.
Przedstawienie po półtorej godzinie zapętla się, sceny powtarzają się w ułomnej, karłowatej formie, kwestie rwą się na pojedyncze słowa aż w końcu wszystko ginie w nadawanym z głośników przeraźliwym informacyjnym szumie.
"Kartoteka", która opowiadała o zagubieniu pokolenia Kolumbów w powojennej rzeczywistości, w rękach Zadary stała się opowieścią o zagubieniu dzisiejszych dwudziestolatków. Dla nich również słowa i pojęcia straciły wartość. "Cnota i występek, prawda i kłamstwo, piękno i brzydota, męstwo i tchórzostwo" są tylko wyrazami jak w wierszu Różewicza "Ocalony".
Inny jest tylko powód: dla pokolenia Różewicza była nim wojna, dla nich - życie w coraz szybciej zmieniającym się świecie, gdzie nic nie jest stabilne, a wszystko płynne.
Podobnie jak Bohater Różewicza bohaterowie tego przedstawienia nie potrafią odnaleźć się w tej płynnej rzeczywistości, poskładać z kawałków rozbitego, a raczej rozpuszczonego w morzu informacji świata. Podejmują niezdarne próby uporządkowania, układają rzędem biurowe segregatory, aby następnie zburzyć układankę jak kostki domino, tańczą, nucą kołysanki, siadają w kręgu i dyskutują o swoich problemach jak na spotkaniu psychoterapeutycznej grupy wsparcia. Jednak świat nie daje się poskładać na nowo.
Spektakl Zadary to przykład twórczego, krytycznego dialogu z tradycją prowadzonego nie w pozycji klęczącej, ale wyprostowanej. Zadara bierze od Różewicza jego nieufne widzenie świata, odrzuca to, co dla jego pokolenia jest obce: kiedy Czacki, odczytując życiorys Bohatera, dochodzi do fragmentu o wojnie, wśród aktorów rozlega się zbiorowy jęk: "O Jezu, znowu ta wojna". Jednocześnie reżyser jest wierny duchowi Różewiczowskiego teatru. Teatru, którego zadaniem nie jest zaspokajanie potrzeby rozrywki, ale dawanie do myślenia, nie uświęcanie tradycji, ale twórczy z nią dyskurs, nie utrwalanie formy, ale jej rozbijanie i poszukiwanie nowej. Do "Kartoteki" sprzed 60 lat doszła nowa, bardzo ważna karta.
Teatr Współczesny we Wrocławiu, Tadeusz Różewicz "Kartoteka", reż. Michał Zadara, scen. Robert Rumas, kostiumy Julia Kornacka, ruch sceniczny Tomasz Wygoda. Premiera 9 grudnia