Ofiarami morderczego dowcipu są kolejno: rodzina Pismaka, policjanci, agenci Scotland Yardu, przechodnie. Sprawą w końcu zajmuje się wojsko. Dowcip przełożony zostaje na język niemiecki i użyty jako tajna broń podczas alianckiej ofensywy w Ardenach. Szkopy padają jak muchy.
Jednak w Peenemünde niemieccy twórcy kawałów szykują odpowiedź - Wunderwaffe Hitlera. Szkopuł w tym, że tajna broń - niemiecki najśmieszniejszy dowcip - jest ciężki jak pancernik "Bismarck", subtelny jak podkute buciory Wehrmachtu, ostry jak pikielhauba pruskiego żandarma i wyrafinowany jak woń bawarskiej kapusty, piwa i golonki. Gdy utwór ten dociera na falach Deutsche Welle do Londynu, nad Tamizą zapada - co zrozumiałe - pełna zakłopotania grobowa cisza. Losy wojny są rozstrzygnięte. Hitler kaputt.
Ostatnio w Berlinie pojawiła się niebezpieczna, zmutowana kartoflana wersja niemieckiego dowcipu sprzed 50 lat. Równie subtelna i wyrafinowana, co tamta. "Tageszeitung" któryś raz z rzędu przedstawiła prezydenta Polski jako kartofla, tym razem na szczycie weimarskim w towarzystwie Angeli Merkel i Jaques'a Chiraca.
Niemieckim współczesnym Ernestom Pismakom z "Tageszeitung" wszystko kojarzy się z kartoflem. Każdy tekst jest o kartoflu. Kartofle wysypują się z każdego numeru gazety. Kartofel staje się obsesją kartofelredaktorów z "Kartoffelzeitung", którzy napychają usta kartoflami i plują nimi na wschodnią stronę Odry.
Nie wiem, jak pomóc tym biednym ludziom. Może Monty Python coś pomoże?