Polska sztuka drożeje i wraca do Polski

Na aukcji w Nicei padł rekord cenowy - obraz Józefa Brandta polski marszand i kolekcjoner kupił za 443 tys. euro. Obraz wraca do Polski. Nie on jeden. Polscy kolekcjonerzy sprowadzają masowo obrazy mistrzów do kraju

W ostatnią sobotę sala domu aukcyjnego Hotel des Ventes Nice Riviera pękała w szwach. Wśród ponad setki gości było kilkunastu Polaków. Zjawili się (jeden przyleciał prywatnym samolotem) w sprawie obrazu "Targu w okolicach Krakowa" Józefa Brandta.

To wspaniałe (płótno 95 x 169 cm) młody, fantastycznie utalentowany malarz stworzył w roku 1868, w czasie, gdy wykształcił właściwy sobie wirtuozowski styl. Rok wcześniej młody geniusz dostąpił zaszczytu mianowania - w wieku 26 lat! - profesorem monachijskiej akademii. Dwa lata po powstaniu "Targu" Brandt namalował słynnego "Czarnieckiego pod Kołdyngą", dziś w Muzeum Narodowym w Warszawie. "Targ" został entuzjastycznie przyjęty przez francuską publiczność. Zachwyciła ją piękna, zrównoważona kolorystyka i perfekcyjna kompozycja nadzwyczajnie rozbudowanej sceny z ponad 50 postaciami.

Sam twórca uważał "Targ" za swe wybitne dokonanie i zamierzał wystawić je w 1869 roku na Salonie Paryskim. Salon został jednak odwołany i ostatecznie "Targ" pojawił się na salonie następnym, w roku 1870. Prawdopodobnie po ekspozycji został zakupiony przez francuskich kolekcjonerów, w których rodzinie pozostawał aż do tego roku. W Nicei wystawił go notariusz reprezentujący spadkobierców ostatniego właściciela. Nicejski dom aukcyjny wystawił "Targ" z prowokacyjnie niską ceną wywoławczą - 18 tys. euro. Liczył, że tym posunięciem rozgrzeje atmosferę na sali. I udało się. O 15.30 było już po wszystkim. Warszawski marszand i kolekcjoner Marek Mielniczuk wygrał, oferując 370 tys. euro. Łącznie z kosztami aukcyjnymi będzie musiał wyłożyć 443 tys. euro.

- Wszyscy spodziewaliśmy się, że obraz będzie sprzedany za 220-250 tys euro. Obraz jest fantastyczny, ale cena niesłychanie wysoka - mówi Juliusz Windorbski, prezes Domu Aukcyjnego "DesaUnicum", który w licytacji przegrał z Mielniczukiem.

- Obraz jest boski. Licytowałem bardzo wysoko, ale w zestawieniu z wartością płótna była to ciągle cena rozsądna. Nie zamierzam go wystawiać na sprzedaż. To płótno tak ważne, że przed włączeniem do swojej kolekcji chciałbym zorganizować jego publiczną prezentację - mówi Mielniczuk.

Siemiradzki rekordowy

"Targ" to jedno z wielu dzieł, które w ciągu ostatnich lat trafiły z zachodnich kolekcji na polski rynek sztuki. Prezes DA Rempex Marek Lengiewicz uważa, że od połowy lat. 90. ok. 80 proc. oferowanych na polskim rynku dzieł z kręgu Ecole de Paris przywieziono do kraju z zagranicy, głównie z Francji, Izraela i Stanów Zjednoczonych. W jego opinii z zagranicy pochodzi także przynajmniej połowa dzieł szkoły monachijskiej, które w ostatnich latach pojawiły się u nas w obrocie aukcyjnym.

- Na najbliższej aukcji oferujemy m.in. świetny "Wyjazd na polowanie" Alfreda Wierusza-Kowalskiego z ceną wywoławczą 200 tys. zł, trzy płótna Romana Kochanowskiego, "Scenę przy studni" Franciszka Streita, pejzaż Henryka Haydena, "Dwie dziewczyny w pejzażu" Henryka Gotliba i dwa obrazy Zygmunta Menkesa. Wszystkie te prace przyjechały z Zachodu - mówi Zofia Krajewska-Szukalska, prezes Domu Aukcyjnego "Agra Art.".

Także w domu Desa Unicum dzieła przywożone od kilku lat z zagranicy stanowią istotną część oferty.

- Sprowadziliśmy z Niemiec "Potyczkę" Brandta za 150 tys. euro i pośredniczyliśmy w zakupie tego dzieła przez kolekcjonera w kraju. Cena zbycia jest oczywiście tajemnicą handlową - mówi Juliusz Windorbski.

Inne dzieło Brandta zostało kupione przez Desę Unicum w 2000 r. na aukcji w Sotheby's w Londynie i w październiku br. pojawiło się na aukcji w Warszawie. Wylicytowano je za 700 tys. zł.

Najgłośniejszym powrotem polskiego dzieła na nasz rynek było niewątpliwie sprzedanie w 2000 roku przez dom Polswiss Art "Rozbitka" Henryka Siemiradzkiego, płótna ważnego z punktu widzenia historii malarstwa. Właściciele - rodzina francuskich kolekcjonerów - wstawili go pod młotek do nowojorskiego Sotheby's. Zażądali jednak zbyt wysokiej ceny gwarantowanej i obraz nie został sprzedany. Po aukcji "Rozbitek" w 2000 roku przyjechał do Warszawy i tu został sprzedany przez Polswiss Art za rekordową na naszym rynku sumę 2 mln 130 tys. zł.

- Znacząca część oferowanych przez nas w ostatnich latach prac Eugeniusza Zaka trafiła do nas z zagranicy - mówi właścicielka domu Polswiss Art Iwona Buechner.

Miesiąc temu Sotheby's w Nowym Jorku wystawił na sprzedaż sześć płócien Władysława Ślewińskiego i dwa obrazy kubistyczne Henryka Haydena ze zbiorów amerykańskiego kolekcjonera Altschula. Obrazy Ślewińskiego osiągnęły ceny od 50 tys. do 60 tys. dol. i trafiły do Polski. Oba płótna Haydena trafiły poza rynek polski (większy nabyto za ponad 200 tys. dol.).

Jeden z najciekawszych obrazów Alicji Halickiej, kubistyczną martwą naturę z 1916 roku, sprzedano w ub.r. na aukcji w Londynie za 30 tys. euro. Płótno trafiło do Polski.

Sztuka nowoczesna też wraca

Przed kilku laty pojawiło się nowe zjawisko - powrót z Zachodu polskiej sztuki nowoczesnej. W latach 50. i 60. od polskich twórców obrazy kupowały praktycznie tylko krajowe muzea oraz tzw. turyści dewizowi. Dla Polonusów i obcokrajowców płacących dolarami płótna wybitnych twórców były wówczas bajecznie tanie. Za prace najlepszych malarzy płacono zwykle nie więcej niż 100 dol.

- Teraz ich spadkobiercy czytają w internecie, że dzieła te w Polsce kosztują kilkanaście, czasem kilkadziesiąt tysięcy dolarów i chcą je u nas wystawić na sprzedaż. Z Francji przyjeżdża ostatnimi laty bardzo dużo świetnych prac Tadeusza Kantora. Niedawno zgłosili się do mnie potomkowie francuskiej rodziny, u której w czasie pobytu we Francji mieszkał Jan Szancenbach, i zaoferowali siedem bardzo ładnych płócien tego malarza. Sprzedały się świetnie - mówi Marek Lengiewicz.

Zofia Krajewska-Szukalska potwierdza, że sztuka nowoczesna płynie do Polski szerokim strumieniem: - Na ostatniej aukcji oferowaliśmy m.in. sprowadzone właśnie do Polski prace: Henryka Stażewskiego, Franciszka Starowiejskiego, Jerzego Nowosielskiego, Stefana Gierowskiego, Stanisława Fijałkowskiego, Edwarda Dwurnika.

W ciągu ostatnich lat kolekcjonerzy z Polski stali się równorzędnymi finansowo partnerami tych zachodnich. Za najlepsze dzieła polskich mistrzów są skłonni płacić ceny światowe, a nawet trochę większe. Polska sztuka zaczęła u nas osiągać ceny wyższe niż w Europie Zachodniej i Stanach. To normalne, bo malarstwo z reguły najwyższe wyceny osiąga na rodzimym rynku.

To może się jednak zmienić.

- Dwa lata temu na świecie zaczęła się hossa na polskie malarstwo. Ceny idą w górę. Próbuję walczyć na zachodnich aukcjach o najlepsze płótna i choć licytuję wysoko, coraz częściej przegrywam z kolekcjonerami z Zachodu - mówi Iwona Buechner.

- Ostatnio licytowałem "Portret damy" Władysława Czachórskiego na aukcji w Nowym Jorku i przegrałem. Kupił go amerykański kolekcjoner za 264 tys. dol. - mówi Juliusz Windorbski.

Przed dwoma miesiącami na aukcji w Paryżu sprzedano nieduży "Portret dziewczyny z Tahiti" Władysława Ślewińskiego za 170 tys. euro. Kupił go francuski kolekcjoner.

Od kilku lat na Zachodzie rośnie konkurencja dla krajowych kolekcjonerów. Młodzi polscy przedsiębiorcy, menedżerowie, lekarze mieszkający za granicą kupują wybitne dzieła, płacąc bardzo wysokie ceny.

- Powstają na naszych oczach dwa konkurujące ze sobą rynki - kolekcjonerów w kraju i zamożnych Polaków rezydujących za granicą. Ich rywalizacja i wzrost cen na prace naszych mistrzów powinny jednak cieszyć. To potwierdzenie, że polskie malarstwo z najwyższej półki było i jest bardzo dobrym zakupem - mówi Marek Mielniczuk.