PKS-y jak kukułcze jajo

Ministerstwo Skarbu chce przekazać samorządom ponad 60 państwowych PKS-ów. Samorządy nie palą się do przejmowania nierentownych spółek, a związkowcy zamiast komunalizacji woleliby prywatyzację

Państwowe PKS-y (nie mylić z giełdową spółką Pekaes zajmującą się transportem międzynarodowym i logistyką) często działają na granicy kosztów. PKS-y muszą realizować "misję", jeżdżąc na nierentownych trasach wyznaczonych przez samorządy. W wielu mniejszych miejscowościach są jedynym publicznym środkiem transportu dowożącym dzieci do szkół i pracowników do firm.

- Na rynku przewozów osobowych jest duża konkurencja, a przez to spadają ceny usług. Podstawową sprawą jest opracowanie strategii rozwoju dla PKS-ów - ocenia Krzysztof Śnieżek, prezes PKS Kraków. - Bo dziś w wielu przypadkach chodzi tylko o to, żeby przetrwać, nie mówiąc w ogóle o inwestycjach.

Resort skarbu chce się pozbyć nierentownych PKS-ów. Zamierza przekazać 60 przedsiębiorstw samorządom (na tzw. komunalizację przedsiębiorstw, w których skarb państwa ma udziały, pozwala znowelizowana niedawno ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw). - Jedna trzecia tych firm przynosi straty - ocenia wiceminister skarbu Michał Krupiński. - Natychmiast potrzebują około 300-400 mln zł na zakup nowych autobusów. My nie możemy udzielić im pomocy publicznej. Ale pewne środki na zakup autobusów znajdują się w 16 regionalnych programach operacyjnych na lata 2007-13 i w programie Polska Wschodnia, o które mogą ubiegać się samorządy - wyjaśnia Krupiński.

Tyle że pomysł Ministerstwa Skarbu nie podoba się szefom PKS-ów i związkowcom, którzy woleliby prywatyzację. - Najbardziej zdrowy jest podmiot prywatny, wolny od wpływów skarbu państwa czy lokalnych samorządów - mówi Krzysztof Śnieżek. - Stanisława Kowalska, przewodnicząca NSZZ Pracowników PKS z warszawskiego PKS-u, dodaje: - Nie ma gwarancji, że samorządy będą chciały dotować PKS-y. Na pewno lepiej byłoby je sprywatyzować. Pozyskanie inwestora nie jest jednak proste.

Michał Krupiński zapewnia, że Ministerstwo Skarbu nie będzie na siłę wciskać samorządom spółek przynoszących straty. - Nie jest tak, że chcemy się pozbyć problemu PKS-ów - mówi. - Jednak naszym zdaniem w niektórych przypadkach samorządy mogą być lepszym właścicielem, bo mają lepsze instrumenty finansowe, żeby wspierać te przedsiębiorstwa. Nie będziemy też blokować prywatyzacji. Prowadzimy prywatyzację pięciu PKS-ów na Podkarpaciu, choć tutaj też jest zainteresowanie samorządów.

Podkarpackie PKS-y mają najlepsze wyniki finansowe z ponad 60 spółek kontrolowanych przez skarb państwa.

Związkowcy mają żal, że Ministerstwo Skarbu nie konsultowało z nimi pomysłu: - Jestem zaskoczony, że minister skarbu planuje coś takiego - mówi Marek Sieroń, przewodniczący "Solidarności" w bełchatowskim PKS-ie.

Pomysłu nie znają też samorządowcy, którzy oceniają go jako próbę podrzucenia kukułczego jaja: - Nikt z nami na ten temat nie rozmawiał - mówi Marcin Nowicki, rzecznik łódzkiego urzędu marszałkowskiego. - Dla nas nie byłoby to korzystne rozwiązanie, bo w naszym województwie PKS-y są w znacznej mierze zadłużone. Musielibyśmy dostać dodatkowe pieniądze na ich wsparcie.

O planach ministerstwa nie słyszał też marszałek województwa dolnośląskiego Paweł Wróblewski: - Trudno mi to sobie wyobrazić - mówi. - Urząd marszałkowski nie prowadzi działalności gospodarczej. Wydajemy za to zgody na prowadzenie działalności przewozowej. Gdybyśmy przejęli PKS-y, mogłyby się pojawić zarzuty, że preferujemy swoje firmy. Poza tym PKS-y dotowane przez samorządy będą uprzywilejowane na rynku i dostaną pieniądze bez względu na to, co robią.

Tomasz Makowski, rzecznik marszałka województwa lubelskiego, dodaje: - Zgodnie z unijnymi dyrektywami niedługo będziemy organizować przetargi na obsługę poszczególnych tras. Jako właściciel PKS-ów będziemy posądzani o konflikt interesów.