Karuzela z fotografiami

Amerykańska fotografia lat 60. i 70. królowała na tegorocznych targach Paris Photo i podczas Miesiąca Fotografii w Paryżu

W ostatni weekend Paryż przeżywał oblężenie miłośników fotografii. Co dwa lata nakładają się tu dwie wielkie imprezy: coroczne Paris Photo - międzynarodowe targi galerii, wydawców albumów i pism fotograficznych w Carrousel du Louvre - i biennale Miesiąc Fotografii obejmujące w tym roku przeszło 70 rozproszonych po całym mieście wystaw fotograficznych.

Miesiąc klasyków

Deszczowy poniedziałkowy ranek przy Hotel de Ville. To tu w 1950 roku paryski fotograf Robert Doisneau uwiecznił najsłynniejszy pocałunek świata. Reprodukowane na tysiącach pocztówek zdjęcie pary na chodniku przy Café de Hotel de Ville kilka lat temu okryła niesława - wyszło na jaw, że bohaterowie byli wynajętymi modelami. Paryżanie jednak rozgrzeszyli Doisneau. Na tyłach okazałego paryskiego ratusza, gdzie odbywa się retrospektywna wystawa Doisneau, na 45 minut przed otwarciem ustawia się kolejka. Nagle starszy pan przeciska się przez szparę między bramkami. Staje obok mnie w środku kolejki, wzbudzając pogardliwe spojrzenia czekających Francuzów. Pytam go o powód zainteresowania wystawą. - No, ba to jest Doisneau! Nasz wielki paryski fotograf. Kochamy go! Poza tym wystawa jest za darmo! Większość galerii jest w poniedziałki zamknięta, i to pewnie zmyliło ludzi. Normalnie byłyby tu już tłumy - zauważa z satysfakcją i przedstawia się: Fraçois.

W Jeu de Paume przy placu Concorde można obejrzeć ogromną wystawę amerykańskiego fotografa Lee Friedlandera. Blisko 500 czarno-białych zdjęć z różnych okresów 50-letniej twórczości Friedlandera pokazuje architektoniczny chaos na ulicach, charakterystyczne autoportrety z cieniem oraz słynne akty. Z kolei w Hotel de Sully można obejrzeć pierwszą w Europie retrospektywę kolorowych fotografii Amerykanina Joela Meyerowitza. Ludzie na nowojorskich ulicach, przyhotelowe baseny na Florydzie, parkingi samochodowe w St. Louis tworzą ciekawy portret Ameryki lat 70. W Muzeum Sztuki i Historii Judaizmu w dzielnicy Marais zobaczymy niezwykłe zdjęcia Romana Vishniaca z cyklu "Świat zanikający". Przedstawiają Żydów w Europie Wschodniej tuż przed wybuchem wojny. "Fotografie Vishniaca to jeden z najznakomitszych dokumentów czasu i miejsca" - oceniał kiedyś guru fotografii Edward Steichen.

Nie można opuścić dwóch świetnych wystaw o tematyce prasowej. Temat przewodni tegorocznego biennale to fotografia wydrukowana na stronie: w prasie, książkach, na plakatach. W Maison Européenne de la Photographie obejrzeć można starannie przygotowaną wystawę o historii założonego w 1928 r. francuskiego magazynu "Vu". To na jego łamach publikowano pierwsze fotoreportaże, spod skrzydeł jego redaktora Luciena Vogla wyfrunęli najznakomitsi fotoreporterzy minionego stulecia. Można kartkować skopiowane numery "Vu", stary film dokumentalny pokazuje technologiczne tajniki przygotowywania magazynu do druku.

Wystawa "Things as they are" w Passage du Desir to chronologiczny przegląd historii fotoreportażu od 1955 r. w jego prawdziwym kontekście, czyli na łamach prasy. Wystawa debiutowała rok temu podczas 50. rocznicy World Press Photo w Amsterdamie. Zwiedzający gromadzą się wokół słynnego numeru "Life'a" z 1966 r., gdzie klatka po klatce zreprodukowano kadry z zabójstwa Johna F. Kennedy'ego zarejestrowanego przez kamerę Abrahama Zaprudera. Obok, na ekranie, obejrzeć można film Zaprudera.

Tłumy przyciąga wystawa francuskiej fotografii humanistycznej w Bibliotheque Nationale. Ten rzadko praktykowany dziś gatunek - ciepłe, dokumentalne portrety ludzi, humorystyczne chwile z życie codziennego - miał swoich pionierów właśnie we Francji. W Bibliotheque Nationale francuscy zwiedzający nucili stare piosenki płynące ze słuchawek, żywo komentowali podpisy pod zdjęciami z lat 1945-68 autorstwa Ronisa, Henriego Cartier-Bressona, Doisneau, Boubata, Izisa.

W Passage de Retz prześledzić można historię sowieckiego fotomontażu lat 1917-53: przeszło 140 propagandowych i futurystycznych dzieł, min. Rodczenki, El Lisickiego, Stepanowej, plakaty, ilustracje do wierszy Majakowskiego, okładki magazynów. Dla miłośników Henriego Cartier-Bressona przygotowano wyjątkową wystawę "Le Scrapbook" nawiązującą do notatnika Bressona, w którym za pomocą nożyczek i kleju planował w 1943 r. swoją wystawę dla nowojorskiego Museum of Modern Art.

Polskim akcentem Miesiąca Fotografii są dwie wystawy: projekt Zbigniewa Libery i Darka Foksa "Co robi łączniczka" w Instytucie Polskim - piękne aktorki z lat 60. wklejone w scenerię Powstania Warszawskiego - miał premierę rok temu na festiwalu Ars Cameralis na Śląsku. "Nowe impresje z Afryki" Libery w galerii Anne de Villepoix to seria przefotografowanych pocztówek i zdjęć architektury z folderów turystycznych.

Targi Amerykanów

Niektóre z prezentowanych na wystawach zdjęć można było obejrzeć w formie zabójczo drogich odbitek vintage w podziemiach Carrousel du Louvre. Trwające od 16 do 19 listopada targi Paris Photo przyciągnęły 40 tys. zwiedzających. Ceny fotografii jeszcze nigdy nie były tak wysokie - od początku roku wzrosły o przeszło 10 proc., a w ciągu ostatnich dziesięciu lat niemal się potroiły. Wspomniane zdjęcie Roberta Doisneau przedstawiające pocałunek przy Hotel de Ville osiągnęło na zeszłorocznej aukcji cenę 155 tys. euro.

W tym roku organizatorzy targów otrzymali 300 zgłoszeń. Wybrano 88 galerii i 18 wydawców, w większości spoza Francji - głównie z USA (20 galerii), Niemiec i Hiszpanii (po osiem galerii). Po raz pierwszy pojawiły się galerie z Chin i Korei Południowej, nie było nikogo z Polski.

Rekordowa liczba wydawców (18) pokazuje rosnące zainteresowanie albumami fotograficznymi. Długa kolejka ciągnęła się do stolika króla fotograficznego humoru Elliotta Erwitta, który z uśmiechem na twarzy i plastikowym jajkiem sadzonym przypiętym do klapy podpisywał swój ważący 6 kg album "Personal Best". Paris Photo nie jest imprezą tylko dla koneserów. Między stoiskami galerii biegały dzieci, studenci fotografii z wypiekami na twarzach przeglądali najnowsze albumy, paradowały trzymające się za ręce modnie ubrane pary.

Ostatnie minuty Paris Photo. W hali wystawowej wciąż tłoczno. Przy barze tłumy gości odpoczywają po pasjonującym dreptaniu przy perłach fotografii. Nagle słychać aplauz i skandowanie. Wszystkie oczy kierują się na trzydziestolatków z dzieckiem, którzy opuszczają Carrousel du Louvre z ogromną fotografią Marilyn Monroe zapakowaną w bąbelkową folię. Ich trofeum to jeden z hitów Paris Photo - seria powiększonych stykówek Monroe wykonanych przez Berta Sterna na sześć tygodni przed śmiercią aktorki. Marilyn własnoręcznie skreślała flamastrem kadry, które jej się nie podobały. A że robiła to bezpośrednio na filmie, ślad czerwonych krzyży pozostał na zawsze. Nowojorska galeria Staley-Wise zażyczyła sobie za ten przedmiot pożądania 18 tys. euro.

W Paryżu jak nigdzie indziej można się przekonać, jaką ewolucję przeszła fotografia w swojej ponad 150-letniej historii. Przepaść gatunkowa dzieli klasyczne XIX-wieczne odbitki i komputerowo wygenerowane fotografie współczesnych artystów. Dwie główne nagrody paryskiego festiwalu powędrowały do fotografów posługujących się cyfrową manipulacją obrazu. Matthieu Bernard-Reymond za ogromne zdjęcie współczesnego pustelnika siedzącego w przeszklonej budce z widokiem na zamglone morze zdobył prestiżową nagrodę BMW, głównego sponsora Paris Photo. Zdobywcą nagrody Alcatela jest Philippe Ramette, który zaprzecza teorii grawitacji, zawieszając swoich bohaterów w przestrzeni.

Fotografie te intrygowały i przyciągały oko, jednak nie były w stanie zdetronizować świetnie reprezentowanej w tym roku klasycznej fotografii dokumentalnej. Czarnym koniem Paris Photo była amerykańska fotografia lat 60. i 70. Klasyczne portrety odmieńców Diany Arbus i uliczne fotografie Lee Friedlandera stanowiły trzon prezentacji kilku galerii. Wokół najcenniejszych eksponatów zawsze zawsze byli ludzie.