Socjologów nie zdziwiło, że aż 89 proc. wyborców Marka Borowskiego zagłosowało w drugiej turze na kandydatkę Platformy, Hannę Gronkiewicz-Waltz, a jedynie 11 proc. - na Kazimierza Marcinkiewicza (PiS).
- Widać, że poparcie Borowskiego zadziałało - ocenił prof. Andrzej Rychard.
Poza tym - jak zwrócił uwagę - wygrana kandydatki Platformy, w Warszawie, która jest centrum naukowym, nie jest niczym zaskakującym.
Zdaniem dr Barbary Fedyszak-Radziejowskiej, deklaracja Borowskiego, że będzie głosował na kandydatkę Platformy, nie miała decydującego znaczenia dla jego wyborców.
- Borowski zrobił to w ostatniej chwili. Głosy jego wyborców przeszły na Gronkiewicz Waltz, bo cieszył się on poparciem niektórych z działaczy dawnej Unii Wolności - wyjaśniła Fedyszak-Radziejowska.
Wg socjolog, o zwycięstwie faworytów w dużych miastach zadecydowała już pierwsza tura.
- Charakterystyczne jest to, że mieszkańcy wielkich miast w pierwszej turze swoim dobrym prezydentom powierzyli drugą kadencję. W niektórych miastach, gdzie odbyła się druga tura, jak Warszawa i Szczecin, doszło do zmiany warty - powiedziała Fedyszak-Radziejowska.
W opinii prof. Ireneusza Krzemińskiego, w dużych miastach Platforma ma generalnie większe poparcie niż PiS, a w Warszawie jej pozycja szczególnie jest silna.
- Są oczywiście wyjątki, jak Łódź - dodał Krzemiński.
Zdaniem Krzemińskiego, wybory na prezydentów miast były istotne, bo potwierdziły pewien stan posiadania. Jednak jeszcze bardziej znaczące są wyniki w powiatach i silna pozycja PiS -u.
Oznacza to też, zdaniem Krzemińskiego, że wielu działaczy lokalnych "nauczyło się orientować" na zwycięską partię.
- PiS jako ugrupowanie rządzące na szczeblu centralnym ma pewną siłę przyciągania - uważa Krzemiński.
Zdaniem Rycharda, wybory potwierdziły podział między Platformą a PiS-em, choć niekoniecznie - między Polską liberalną a solidarną.