Krzysztof J., bogaty rolnik z małej wioski pod Pszczyną znęcał się nad żoną i dziećmi. Kiedy kobieta zawiadomiła policję, mąż zagroził, że ją za to zabije. Trzy lata temu prokuratura w Pszczynie oskarżyła mężczyznę o znęcanie się nad najbliższymi i groźby karalne. Grozi za to 5 lat więzienia. Rolnik do dzisiaj nie został ukarany. Nawet nie stanął przed sądem. - Prokuratura nie przysłała nam takiej sprawy - usłyszeliśmy w pszczyńskim sądzie.
Z informacji "Gazety" wynika, że przypadek Krzysztofa J. nie jest jednostkowy. Prokuratura Okręgowa w Katowicach wpadła na trop największej afery w historii śląskich organów ścigania.
Pszczyńska prokuratura od dłuższego czasu miała słabe wyniki, niewiele spraw kończyło się wyrokami skazującymi, więc przełożeni zarządzili tam kontrolę. Kontrolerzy sprawdzali akta, rozmawiali z prokuratorami. Podczas jednej ze swoich wizyt w Pszczynie, w gabinecie jednego z prokuratorów zauważyli... akta wystające zza szafy. Gdą ją odsunęli, wsypało się jeszcze więcej dokumentów. To był tylko wierzchołek góry lodowej.
Okazało się, że w ciągu pięciu lat prokuratorzy z Pszczyny ukryli przed sądem akta co najmniej 200 prowadzonych przez siebie postępowań. Dotyczyły m.in. fałszowania dokumentów, jazdy po pijanemu, gróźb karalnych, czynnej napaści na funkcjonariuszy i znęcania się nad rodziną. Sprawcy uniknęli kary, bo choć pszczyńscy prokuratorzy pisali akty oskarżenia i rejestrowali ich wysyłkę do sądu, to dokumenty nigdy tam nie docierały. Śledczy pakowali akta w kartony i wywozili do swoich domów lub wrzucali za meble w swoich gabinetach. Taki sam los spotykał akta zawierające dowody zebrane przeciwko podejrzanym i protokoły przesłuchań. Przez pięć lat kierownictwo pszczyńskiej prokuratury zapewniało przełożonych z Katowic, że ukryte sprawy toczą się przed sądem. Część z nich prawdopodobnie się już dawno się przedawniła. W takim wypadku nie będzie ich można skazać.
- Na obecnym etapie sprawy mogę powiedzieć tylko tyle, że zostanie wszczęte śledztwo, które wyjaśni wszystkie okoliczności tego skandalicznego procederu - potwierdza prokurator Tomasz Tadla, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Postępowanie będzie prowadzone pod kątem utrudniania spraw karnych, niedopełnienia obowiązków, poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz korupcji. Zachodzi bowiem poważne podejrzenie, że prokuratorzy mogli brać łapówki. Świadczy o tym ogromna skala procederu oraz perfekcyjny sposób jego zorganizowania. Oprócz prokuratorów w przestępczy proceder musiały być także zamieszane sekretarki. To one prowadzą rejestry, w których potwierdza się wysłanie akt do sądu oraz to, że prokuratorzy chodzą na rozprawy.
Według naszych informacji Andrzej Wąsik, były wieloletni szef prokuratury w Pszczynie został już zawieszony w czynnościach służbowych. Podobny los spotkał także dwóch szeregowych prokuratorów, którzy ukrywali akta. Wszczęto już wobec nich postępowania wyjaśniające. Wkrótce zapadną kolejne decyzje personalne. prokuratorom z Pszczyny za ukrywanie akt i korupcję grozi do 10 lat więzienia.
Profesor Zbigniew Hołda, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przyznaje, że z taką historią spotyka się po raz pierwszy w swojej karierze. - Prokuratorzy są od łapania przestępców, a nie od ich ukrywania. Poraża mnie to, co się stało w Pszczynie - mówił Hołda. - Plusem jest jednak to, że udało się ten proceder wykryć.