To wstępne wnioski z monitoringu finansowania kampanii wyborczej na stanowiska wójtów, burmistrzów i prezydentów przeprowadzanego w 14 miastach od Szczecina po Lubaczów i Szklarską Porębę, a z wielkich miast w Krakowie i Warszawie. Program prowadzony przez lokalne organizacje pozarządowe koordynuje Fundacja Batorego.
- Interesowały nas głównie źródła środków na kampanię, zwłaszcza wykorzystywanie na ten cel pieniędzy publicznych - mówił Adam Sawicki, koordynator programu.
Nagminne jest wykorzystywanie na siedziby komitetów wyborczych lokali partyjnych czy biur poselskich. To nie zabronione, pod warunkiem że strony wiążą umowy najmu lub użyczenia. Równie często zdarza się, że urzędujący burmistrz wykorzystuje na potrzeby kampanii swoje biuro, sekretarkę, ksero czy samochód. Inny przykład to wykorzystywanie szkół na spotkania z wyborcami, często dla siebie, ale już nie dla kontrkandydatów.
Są też bardziej wyszukane środki wyborczego marketingu. - Kandydat ubiegający się o reelekcję przyznał premie pracownikom, a ich dzieci już teraz dostały paczki bożonarodzeniowe - opowiadała Joanna Pośpiech ze Szczecina.
Patent z Warszawy - otwieranie inwestycji przez kandydata PiS (komisarza w mieście) - karykaturalną postać przybrał w Szklarskiej Porębie. Dzień przed wyborami, przy padającym śniegu, pojawił się w centrum miasta piękny skwer z rododendronami.
- Nie znam przypadku, by któryś z kandydatów wziął urlop na czas kampanii - dopowiadała Grażyna Kopińska kierująca programem "Przeciw korupcji" w Fundacji Batorego. - Przeciwnie, wrzesień i październik był nagromadzeniem imprez, które się wcześniej w tym terminie nie odbywały. Np. W Gorzowie Wlkp. prezydent przyspieszył obchody 750-lecia miasta, choć przypadają w przyszłym roku.
Z monitoringu wynika, że trudne do skontrolowania finansowo są komitety partyjne. Zwracano uwagę na kampanie wizerunkowe partii rozpoczęte na długo przed wyborami (Warszawa, Kraków), faktycznie promujące kandydatów. - Nikt się z tych kosztów nie będzie rozliczał - podkreślała Kopińska.
Komitety partyjne rozliczane są w skali kraju i na wybory np. w II turze przeznaczyć mogą wielomilionowe środki, a komitety lokalne tysiące złotych. Ile faktycznie kosztuje zostanie burmistrzem czy prezydentem, nikt wczoraj nie był w stanie podać. Choć - zdaniem Grażyny Kopińskiej - w metropoliach to wydatek rzędu dziesiątek milionów złotych.