- To są sekundy. Metanu nie da się wyczuć - to gaz bezwonny. Zwykle nic nie zapowiada tragedii. Nagle jest potworny ogień, uderzenie ciepła i mocna fala uderzeniowa. Chwilę później pojawiają się duszące gazy. W chodniku utrzymuje się wysoka temperatura.
Metan jest niewyobrażalnie niebezpieczny. Człowiek, który znajduje się w centrum wybuchu, nie ma szans przeżycia. Jedyna nadzieja, że górnicy znajdowali się gdzieś na peryferiach, że zasłaniały ich maszyny, jakieś urządzenia górnicze. Trzeba mieć nadzieję, że są tacy, którzy przeżyli.
- Temperatura w takim miejscu wynosi minimum 40-50 stopni Celsjusza. Górnikom grożą więc poparzenia ciała i układu oddechowego. Na dodatek w chodniku nie ma powietrza. Trzeba mieć nadzieję, że w miejscu eksplozji działał system wentylacyjny, że istnieją jakieś nisze, enklawy, w których powietrze mogło się utrzymać. Dodatkowo potężna fala uderzeniowa powoduje odrzut ciała. Dochodzą więc potłuczenia, złamania kończyn.
- Ratują ich najlepsi fachowcy w kraju. Jeśli jest dostęp powietrza, jeśli odniesione obrażenia nie są groźne, to najważniejsza jest wiara w przeżycie i wola walki. Myślę, że górnicy, tam na dole, wspierają się w takiej sytuacji. Brać górnicza to ludzie bardzo wierzący. Myślę, że teraz razem się modlą. Jak my tu wszyscy za nich.