"Głupia kobieto" to reklama obraźliwa

Okrzyk ?Głupia kobieto!? jest w reklamie zabroniony, bo pokazuje płeć piękną jako mniej sprawną intelektualnie - orzekła Komisji Etyki Reklamy.

Chodzi o reklamówkę firmy Euro-net, którą we wrześniu nadawał III Program Polskiego Radia. Jednemu ze słuchaczy się nie spodobała. Poskarżył się Komisji Etyki, która działa przy Związku Stowarzyszeń Rady Reklamy. Związek tworzą i firmy produkujące reklamy, i reklamujący się producenci.

Co takiego zbulwersowało słuchacza? Taki oto dialog:

On: Jadźka, szykuj się, idziemy na polowanie!

Ona: (przestraszonym, wręcz płaczliwym tonem) Boże! A te biedne zwierzątka?

On: (pogardliwie) Głupia kobieto! Będziemy polować na okazję!

Euro-net tłumaczył się, że "głupia kobieta" "została użyta wyłącznie w stosunku do bohaterki spotu, która w wykreowanej rzeczywistości wykazała się brakiem wiedzy i bystrości - było to zatem określenie uzasadnione".

- To był żartobliwy, rubaszny dialog między mężczyzną a kobietą, nie ma mowy o dyskryminacji - twierdzi Tomasz Siedlecki, dyrektor ds. marketingu firmy. - To nie była inwektywa.

Jego zdaniem "głupia kobieto" to zwrot potoczny, używany na co dzień i nie można nim nikogo obrazić.

"Gazeta": - A jak w potocznej polszczyźnie można się zwrócić do mężczyzny, który wykazał się brakiem wiedzy i bystrości?

Siedlecki: Głupi facecie!

"Gazeta": Poproszę o przykład zdania.

Siedlecki: Nie rozumiem pytania.

Komisja Etyki Reklamy (w składzie dwóch mężczyzn, jedna kobieta) nie podzieliła argumentacji Euro-netu. Uznała, że "sposób konstrukcji scenki reklamowej i odwołanie się w niej do negatywnego stereotypu kobiety jako osoby mniej sprawnej intelektualnie niż mężczyzna potwierdza ten stereotyp i może powodować jego upowszechnienie. Może też skłaniać przeciętnego słuchacza do uogólnień i odniesienia użytego w taki sposób określenia" głupia kobieto "nie tylko do fikcyjnej bohaterki reklamy, ale do kobiet w ogólności".

Komisja nie może wstrzymać nieetycznej reklamy. Może tylko sugerować zmiany lub jej wstrzymanie. W ostateczności może firmie naruszającej kodeks etyki mediów odebrać certyfikat "Reklamuję etycznie".

- Liczymy na to, że nadawcy sami, z własnej woli, będą się podporządkowywać naszym decyzjom - mówi Juliusz Braun, dyrektor generalny Związku Stowarzyszeń Rady Reklamy.