Na co liczył Wojciech Wierzejski z LPR, gdy zdecydował się walczyć o prezydenturę w Warszawie? Jeśli nie na zwycięstwo, to z pewnością na dużo więcej, niż pół procenta głosów. "Złote dziecko" z Młodzieży Wszechpolskiej przegrało jednak z kretesem.
Po pierwsze dlatego, bo miejsce dla LPR w polskiej polityce dramatycznie się kurczy. Partia powstała na fali sprzeciwu antyeuropejskiego przed referendum unijnym straciła po udanej akcesji większość argumentów. Z kolei jako reprezentant Polski tradycyjnej i katolickiej miała rację bytu dopóki pozostawała emanacją Radia Maryja. Teraz o. Rydzyk gorąco wspiera PiS, a sami bracia Kaczyńscy nie mają większych oporów przed flirtem z postawami ksenofobicznymi i nacjonalistycznymi.
Po drugie, dzisiejszą LPR tworzą już nie, jak z początku, weterani prawicowych rozłamów z lat 90., politycy doskonale znani wyborcom - tacy jak Jan Olszewski, Antoni Macierewicz, Zygmunt Wrzodak czy Bogdan Pęk. Po ostatnich wyborach parlamentarnych klub Ligi zaludnili bezbarwni aktywiści Młodzieży Wszechpolskiej. Brak dojrzałości maskują groteskowym radykalizmem, a do tego raz po raz wychodzą na światło dzienne fakty z niedawnej przeszłości, które kompromitują podopiecznych Romana Giertycha. Zdjęcia obecnych posłów pozdrawiających się nazistowskim gestem skutecznie zniechęcają do LPR nawet elektorat patriotyczno-nacjonalistyczny, przyciągając w zamian co najwyżej prawicowych ekstremistów z wygolonymi głowami. Wierzejski co prawda nie zaliczył tego typu gorszącej wpadki, ale pozostaje najbardziej wyrazistym przedstawicielem środowiska MW.
Po trzecie, trudno oczekiwać, by mieszkańcy dużego miasta o ambicjach metropolitarnych, poświęcający się karierze zawodowej i zachłannej konsumpcji, zechcieli oddać swe głosy na polityka, który większość swej energii poświęca zwalczaniu "pederastów", bronieniu przedwojennego "getta ławkowego", pomniejszaniu zasług ludzi zasłużonych Polsce (choćby Jacka Kuronia). Nie to miasto, i nie te czasy, by swymi namiętnościami Wojciech Wierzejski mógł porwać tłumy.