Nie wszystkie książki można wynosić z Biblioteki Narodowej w Warszawie, więc czytelnicy muszą je kserować na miejscu. W gmachu przy al. Niepodległości działa kilka takich punktów, część prowadzi biblioteka, część firma Mikrofilm-Service. Zawarły one umowę dotyczącą cen - obowiązuje "niekonkurencja" i utrzymana zostanie "cena zaporowa w celu oszczędzania zbiorów". Tę zaś wywindowano. Za jedną stronę A4 klient musiał wszędzie zapłacić 45 gr, podczas gdy w punktach Mikrofilm-Service'u poza Biblioteką cena wynosi 20-30 gr.
- Tak się nie może dziać w bibliotece, która ma największy księgozbiór w kraju, a niektóre pozycje są tylko tu. Ogranicza to, a nawet uniemożliwia korzystanie ze zbiorów i naraża kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie na nieuzasadnione wydatki - mówi Elżbieta Anders, rzeczniczka Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do którego dotarła skarga klienta.
Wyjaśnienia biblioteki były kuriozalne: w jej interesie wcale nie leży udostępnianie zbiorów do kserowania. A nawet chodzi jej o ograniczenie powielania, gdyż dochody z tej działalności nie starczają na przechowywanie i konserwację zbiorów. UOKiK przypomniał bibliotece, że na to dostaje pieniądze z budżetu państwa. I ukarał grzywną: 5,4 tys. zł zapłaci biblioteka, a 2,7 tys. Mikrofilm-Service.