Strzała wystartował razem z żoną Gabrielą. Jest czwarty na liście kandydatów Samoobrony do toruńskiej rady miasta z Bydgoskiego Przedmieścia (okręg nr 2). Znalazł się wśród nich, mimo że w czerwcu 2004 r. toruński sąd skazał go na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 300 zł grzywny. Dlaczego ubiega się o mandat, skoro zabrania mu tego ordynacja wyborcza? Strzała początkowo nie widzi problemu: - No i co z tego, że mam wyrok? Jestem na liście, ale to nie znaczy, że kandyduję - mówi.
- A co to znaczy? - pytam.
- Jestem tam dla sztuki. Aby zapełnić listę. Brakowało kandydatów, to się zgodziłem.
- A jeśli ludzie zagłosują akurat na pana?
- Nie zagłosują. Na pewno. Z tej pozycji, na której jestem, nie wchodzi się do rady - mówi kandydat.
Przerywamy rozmowę, umawiamy się na spotkanie.
Wyrokiem Strzały nie przejął się Kazimierz Wójcik, wiceszef Samoobrony w Toruniu: - To bardzo dobry członek partii, uczciwy i sumienny obywatel. Zasługuje, by być kandydatem - mówi.
- Ale nie może nim być, bo ma prawomocny wyrok, który ulegnie zatarciu dopiero w grudniu tego roku - drążę.
- Nikt nie pozbawił go praw wyborczych, bo nie stracił praw obywatelskich - Wójcik wie swoje.
- Art. 7 ordynacji samorządowej zakazuje startować w wyborach osobom karanym za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego - mówię.
Wójcik (pobłażliwie): - Ktoś pana napuścił, co? A że wy lubujecie się w piętnowaniu Samoobrony, to jak się uczepicie, to nie odpuścicie. Wie pan, my w papierach nikomu nie grzebiemy i nikogo specjalnie nie prześwietlamy. Wiedziałem, że swego czasu Strzała miał problemy, ale jako partia nie ingerujemy w życie prywatne, nie wnikamy w czyjś życiorys. Nie pytamy, a nikt nie lubi chwalić się taką przeszłością.
- Zgłoszenie kandydata z wyrokiem oznacza złamanie ordynacji.
- Ja nie wiem, czy jest tak, jak pan mówi, bo na prawie się nie znam. Tyle jest tych przepisów, że trzeba profesora, by je rozwikłać. My oceniamy Strzałę jako uczciwego. A pan bądź człowiek i nie pisz o nim.
Jeszcze kilka razy działacze partii Leppera próbowali nakłonić nas, abyśmy nie publikowali historii Strzały. Do redakcji zadzwonił Władysław Przybysz, kandydat Samoobrony do sejmiku. - Nie dałoby rady wstrzymać tekstu? - zapytał.
Próby ponawiał także Wójcik. Przed konferencją w siedzibie Samoobrony kilka razy szeptał do ucha naszemu fotoreporterowi: - Pan powie koledze, żeby nie pisał. Tak po koleżeńsku, to przecież pana kumpel.
Po rozmowie z Wójcikiem spotykam się ze Strzałą, który jest już po słowie z posłem i szefem Samoobrony w regionie Lechem Kuropatwińskim. Strzała oświadcza, że wycofuje się z wyborów. - Poseł wyjaśnił mi, że byłem w błędzie. Moje zgłoszenie wynikało jednak tylko z niewiedzy, że osoba z wyrokiem nie może startować. Kazik [Wójcik] prosił mnie o to, bo nie miał innych kandydatów. Zgodziłem się, bo wiedziałem, że nie mam szans na wybór. Gdybym przeszedł, oddałbym miejsce komuś innemu, bo nie czuję się godny reprezentowania miasta. Nie jestem politykiem. A wyrok zarobiłem za uczciwość. Rozstając się z firmą, w której rozprowadzałem m.in. filtry do wody, zdałem swój wzór umowy sprzedaży i ktoś go wykorzystał.
Sąd uznał jednak, że to Strzała, sprzedając urządzenie, podrobił podpis, przez co PKO BP skredytował transakcję, tracąc na tym 3,5 tys. zł.
Rezygnacja Strzały nie oznacza końca jego przygody z tegorocznymi wyborami. Przed rejestracją kandydatury musiał złożyć oświadczenie o posiadaniu biernego i czynnego prawa wyborczego. - Jeśli zrobił to, mając prawomocny wyrok, poświadczył nieprawdę, czyli popełnił przestępstwo - mówi sędzia Wiktor Gromiec, komisarz wyborczy w Bydgoszczy. - Do tej pory takiego przypadku jeszcze nie mieliśmy.
Strzale grozi do trzech lat pozbawienia wolności.