Według ostatnich wyników Partia Demokratyczna rozszerzyła swój stan posiadania w Izbie Reprezentantów o 21 mandatów i miała szanse na jeszcze przynajmniej 10 kolejnych. Do przejęcia większości wystarczyło im pozyskanie 15 nowych mandatów.
Kandydaci Republikanów przegrywali we wtorkowych wyborach w stanach wschodniego wybrzeża, ale także w prowincjonalnych, wiejskich rejonach stanów środkowego Zachodu - Indianie, Ohio, Kentucky, gdzie tradycyjnie królowali konserwatywni Republikanie. Miejsca straciło wielu republikańskich weteranów, którzy przez lata cieszyli się niezmienną popularnością w swoich okręgach i byli rutynowo co dwa lata wybierani na kolejną kadencję. To wielki wstrząs dla Partii Republikańskiej.
Za to mandatu nie stracił żaden z urzędujących kongresmenów demokratycznych, co jest ewenementem.
- Mam nadzieję, że Biały Dom uważnie patrzy na to co się dzieje! - triumfowała Nancy Pelosi, Demokratka z San Francisco, która będzie nową przewodniczącą Izby Reprezentantów. - Kraj domaga się zmian, zagłosował za nowym kierunkiem w Iraku i w polityce wewnętrznej.
Bolesne straty Republikanie ponieśli też w Senacie. Miejsce stracił tam sen. Rick Santorum, numer 3 w hierarchi tej izby, znany m.in. z tego, że przeprowadził przez Senat poprawkę znoszącą wizy do USA dla Polaków. Przegrali też republikańscy senatorowie w stanach Ohio i Rhode Island.
Co więcej, niepełne wyniki wskazywały na wygrane Demokratów w wyścigu o miejsca w Senacie w stanach Montana i Missouri. W tej sytuacji o kontroli nad wyższą izbą zdecydują wybory w stanie Wirginia. Po obliczeniu głosów okazało się, że kandydat Demorkatów Jim Webb ma tam ok. 2000 głosów przewagi nad Republikaninem George'em Allenem, jeszcze do niedawna gwiazdą swojej partii i poważnym kandydatem w wyborach prezydenckich 2008 roku. O wyniku w tym stanie zdecydują głosy oddane korespondencyjnie, oraz najprawdopodobniej powtórne liczenie głosów. Procedura, łącznie z rozważaniem prawdopodobnych protestów, może potrwać nawet kilkanaście dni.
Gdyby Demokraci przegrali w Wirginii i w stuosobowym Senacie wykształciła się idealna równowaga 50-50, o wynikach głosowań rozstrzygałby wiceprezydent Dick Cheney, któremu konstytucja daje takie uprawnienia.
- Te wybory były negatywnym referendum przeciwko prezydentowi i wojnie w Iraku - mówił po sukcesie jeden z przywódców Demokratów Rahm Emmanuel, kongremsen z Chicago. - Wyborcy pokazali, że mają dość wojny, skandali, korupcji i arogancji republikanów.
- To nie jest koniec konserwatyzmu, lecz po prostu wyraz niechęci do prezydenta - komentowała doradca Republikanów Amy Holmes. - Wyborcy którzy poprzednio popierali Partię Republikańską nie zniknęli ani nie zmienili nagle swojego światopoglądu. Mieli jednak dosyć Busha i jego ludzi. Wielu nowych Demokratów wygrywało, bo pokazali mocno konserwatywne poglądy. W następnych wyborach, gdy okaże się, że Demokraci nie mają planu dla Iraku, na wygranie wojny z terroryzmem, że chcą podnieść podatki, wyborcy wrócą do Partii Republikańskiej.
Inne wyniki
Oprócz wyborów członków Kongresu Amerykanie podejmowali też decyzje w innych sprawach. Oto najciekawsze wyniki:
- Arnold Schwarzenegger przez kolejne cztery lata będzie gubernatorem Kalifornii. Popularny aktor i członek Partii Republikańskiej jeszcze rok temu ponosił w lewicowej Kalifornii porażkę polityczną za porażką. Ale zmienił kurs, doprowadzając do kompromisów z Demokratami, przeprowadził kilka ważnych ustaw, unikał wiązania się z administracją Busha i znów oczarował mieszkańców Kalifornii.
- Wyborcy w Missouri poparli poprawkę do stanowej konstytucji zezwalającą na finansowanie badań nad komórkami macierzystymi z funduszy stanowych. Takiemu finansowaniu badań sprzeciwia się prezydent Bush.
- W ośmiu stanach wyborcy wprowadzili poprawki do stanowych konstytucji zakazujące małżeństw homoseksualnych. Zwolennicy praw gejów liczyli, że w przynajmniej jednym z nich - Wisconsin - mogą liczyć na sukces, ale bezskutecznie.
- Wyborcy w stanie Dakota Płd. odrzucili ostre prawo ograniczające dostęp do aborcji. Przeciwnicy prawa do aborcji przeprowadzili tę ustawę przez stanowy kongres. Liczyli, że trafi ona do Sądu Najwyższego w Waszyngtonie, który zajmując się nią, i być może popierając, mógłby w ten sposób ograniczyć prawo do aborcji w całym kraju. Referendum obaliło ten pomysł.