Lekarze pomagają pacjentom oskarżać lekarzy

Władysławowi Kosowi z Zabrza w napisaniu skargi na niedbalstwo lekarzy pomógł właśnie lekarz. Wziął za to 2 tysiące złotych.

Kos to emerytowany milicjant. Nie ukrywa, że pisanie skarg i podań przyszłoby mu z trudnością. Pismo do szpitala z żądaniem wydania dokumentacji napisane jest przez osobę, która zna się na rzeczy. Potem było kolejne z propozycją ugody.

Kos jest pewien, że jego żona Teresa to ofiara niedbalstwa lekarzy. Kobieta była operowana w Klinice Urologii Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Chodziło o wycięcie guzków nowotworowych na nerce. Po operacji stan Teresy Kos się pogorszył. - Traktowali ją jak piąte koło u wozu i nie badali. Zaświadczyli mi o tym na piśmie ci, którzy z nią leżeli - mówi Kos. Umierającą kobietę urolodzy odesłali na OIOM do Szpitala Wojskowego w Gliwicach. Okazało się, że w czasie operacji uszkodzono jej żyłę główną. Doszło do rozległego krwotoku. Kobieta zmarła.

Pisma pisał Ryszard Frankowicz, ginekolog z Małopolski, który prowadzi na Śląsku wiele podobnych spraw. - Niedawno wygraliśmy z jednym ze śląskich szpitali sprawę o 400 tys. zł - mówi. Kos żądał 140 tys. zł. Szpital, choć jest ubezpieczony od odpowiedzialności cywilnej, odmówił: "Po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego nie ma podstaw do odszkodowania".

Według Frankowicza przypadek Teresy Kos to przykład niedbalstwa lekarzy i złej organizacji pracy w szpitalu. Jest przekonany, że wygra: - Lekarze nie wykonali jej podstawowych badań. Zamiast szybkiej reoperacji umierającą wysłali do innego miasta, to pogorszyło jej stan. Szpital nie może się tłumaczyć, że nie ma OIOM-u. Jak nie ma, to nie powinien robić ciężkich operacji - mówi. Przed sądem za namową Frankowicza Kos będzie żądał 400 tys. zł.

Dr Kopocz, rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Śląskiej Izbie Lekarskiej, już nieraz miał do czynienia ze skargami pisanymi przez Frankowicza. - Lekarz może pomóc pacjentowi w pisaniu skargi. To nic złego, o ile sam jej nie inspiruje, a skarga jest słuszna. Ale kiedy robi to za pieniądze i od razu feruje wyroki, mam wątpliwości, czy jest w porządku - mówi Kopocz.

Frankowicz: - Nie występuję przeciw lekarzom, ale przeciw niedbalstwu. Kiedyś nie brałem pieniędzy, ale nikt nie dotował tej działalności, teraz biorę. Dziennikarze też nie piszą za darmo - tłumaczy. Choć wydał wojnę środowisku, nie przestaje praktykować jako ginekolog.

Tylko do Śląskiej Izby Lekarskiej trafia ok. 200 skarg na lekarzy rocznie. Część pomagają pisać lekarze. Rzecznicy odpowiedzialności zawodowej przy Izbach Lekarskich czy konsultanci wojewódzcy, do których trafiają skargi pacjentów, nie mają na ogół trudności z wyłowieniem tych, których pacjenci nie przygotowali sami. Takich skarg jest kilkanaście w roku.

- Rozpatrujemy je jak wszystkie inne. Lekarzy, którzy pomogli je napisać, nie szukamy i nie piętnujemy, choć mamy świadomość, że nieraz w ten sposób próbują załatwić własne porachunki - mówi Stefan Kopocz.

Naczelna Izba Lekarska przygotowuje przepis regulujący sprawę skarg. Jeśli lekarz odkryje błąd kolegi, musi - nim zgłosi to Izbie - najpierw z nim porozmawiać. Dopiero jeśli to nic nie da, będzie mógł złożyć na niego skargę w Izbie Lekarskiej. - Nie chcemy zamiatać błędów pod dywan, tylko żeby skargi nie były wykorzystywane w walce lekarzy między sobą - tłumaczy Kopocz.

Dziś może do tego dojść. Przykład? Skarga na lekarkę z poradni w Piekarach Śląskich o to, że nie dość dokładnie zbadała pacjenta. Chory zmarł na zawał. Rodzina dostała jego dokumentację od innego lekarza z tej samej poradni, który potajemnie wyniósł dokumenty. Ten sam lekarz towarzyszył potem rodzinie i pomagał podczas składania zeznań w Izbie Lekarskiej.