Lech Kaczyński przebywał w poniedziałek przez kilka godzin na Pomorzu. Po południu zawitał do Sianowa koło Kartuz, gdzie zwiedził tamtejsze sanktuarium. Potem przed kościołem spotkał się z mieszkańcami gminy. - Przyjechałem tu, aby wam podziękować za poparcie, jakiego udzieliliście mi rok temu w wyborach - mówił do zgromadzonych Kaszubów.
Sporo miejsca w swoim przemówieniu prezydent Kaczyński poświęcił tragedii, jaka wydarzyła się w ub. tygodniu w gdańskim Gimnazjum nr 2. 14-letnia Ania popełniła samobójstwo po tym, jak grupa jej kolegów z klasy molestowała ją seksualnie na lekcji podczas nieobecności nauczycielki, całe zajście filmując aparatem telefonicznym.
- Osobiście nie mogłem przejść do porządku dziennego nad tą potworną tragedią - mówił prezydent w Sianowie. - W każdym kraju zdarzają się rzeczy straszne. To jednak, co wydarzyło się tutaj na oczach dziesiątek młodych ludzi, a także pośrednio tych, którzy za nich odpowiadają, wymaga najgłębszego zastanowienia.
Zdaniem Kaczyńskiego przyczyniła się do tego: "opętańcza ideologia, która w imię humanizmu powoduje, że przemoc jest legalna".
- Z tą ideologią trzeba skończyć raz na zawsze, zwłaszcza w polskiej szkole, i o to się dziś w Polsce toczy spór zasadniczy - stwierdził prezydent.
W Sianowie Kaczyński zjadł obiad w domu Mirosława Pryczkowskiego, a następnie udał się wprost na grób 14-letniej gimnazjalistki do Kiełpina. Złożył tam wieniec i zapalił znicz. Potem w skupieniu modlił się wraz z rodzicami nastolatki.
Również wczoraj adwokat jednego z gimnazjalistów, którzy napastowali Anię, złożył wczoraj do sądu zażalenie na decyzję o umieszczeniu go w "poprawczaku" i naruszenie praw nieletniego, m.in. poprzez używanie przez policję kajdanek i wielokrotne przesłuchiwanie.