Praca w polskim zakonie benedyktynów ruszyła pełną parą. Nic dziwnego, bo zakonnicy chcą wprowadzić na rynek produkty pod własnym logo. Na początek chcą się skupić na produktach spożywczych. Będą oferować: sery, wędliny, ryby, ciastka, konfitury, wina, nalewki, syropy, miody pitne i herbaty ziołowe. A wszystko to stworzone na bazie dawnych klasztornych receptur, ładnie opakowane i opatrzone zakonnym logo. To ostatnie już zarejestrowali pod nazwą "Produkty Benedyktyńskie". Trzy sklepiki w Krakowie już zreszyą oferują klasztorne produkty. Lada dzień ma ruszyć sklep internetowy. Ale to dopiero początek. - W ciągu dwóch lat otworzymy ponad sto punktów sprzedaży w całej Polsce - opowiada o. Zygmunt Galoch odpowiedzialny w zakonie za organizację całego projektu. - To będzie zdrowa żywność bez dodatków chemicznych - dodaje.
Skąd pomysł? - W ciągu wieków zakon opracował wiele cennych receptur i teraz chcemy się podzielić tym, co mamy. Wierzymy, że przez żołądek trafimy do ludzkich serc - tłumaczy.
Część towaru będzie produkowana w Polsce, część zostanie sprowadzona z innych klasztorów benedyktynów w Europie. Mnisi już teraz mówią, że nie chcą poprzestać jedynie na rynku spożywczym. - Mamy zamiar włączyć do oferty inne produkty, np. kosmetyki naturalne, takie jak kremy, szampony i mydła produkowane na bazie miodu sprowadzane od współbraci spod Padwy - mówi.
To pierwszy tak duży projekt biznesowy stworzony przez polski zakon. Ostatni raz w biznes spożywczy weszli cystersi - w latach 90. w opactwie w Szczyrzycu zaczęli produkcję niskoprocentowego piwa warzonego w oparciu o specjalną recepturę. Jednak w 1997 roku browar zamknięto. Przyczyna? Olbrzymie zadłużenie. Benedyktyni nie chcą powtórzyć błędów cystersów - chcą minimalizować koszty. Dlatego zamiast otwierać nowe butiki, będą wchodzić w kooperację z już istniejącymi sklepami. Tam powstaną benedyktyńskie stoiska. Samą produkcję zlecą zewnętrznym firmom, a sami będą jedynie jej doglądać. - Dzięki temu nie trzeba będzie zatrudniać bardzo wielu osób - opowiada o. Galoch. Ale i tak, aby cały projekt się udał, nie obejdzie się bez zwiększenia zatrudnienia. - W najbliższym czasie zatrudnimy kilkadziesiąt osób. Będziemy potrzebować pracowników do transportu, obsługi dystrybucji i administracji - tłumaczy.
O. Galoch nie kryje, że być może dzięki nowej działalności zwiększy się także liczba benedyktyńskich powołań: - Na razie jest nas w Polsce ok. 70, jesteśmy jednym z najmniej licznych zakonów w kraju. Może trafimy w ten sposób do młodszego odbiorcy - dodaje o. zakonnik.