Wczoraj sprawą ataku na autobus zajął się rząd. - Apeluję do wszystkich świadków tego wydarzenia, by się szybko ujawnili. Mają możliwość anonimowego składania zeznań - mówił po posiedzeniu premier Dominique de Villepin. - Żądam kar, które posłużą jako przykład.
Ale na razie nie wiadomo nawet, ilu było sprawców. Według niektórych mediów mieli po 15 lat. Wiadomo jedynie, że w sobotę oblali autobus benzyną, a następnie go podpalili.
- Najwyraźniej nawet nie kazali pasażerom najpierw wysiąść - mówił Jean-Claude Delage, przedstawiciel związku policjantów Alliance. Płomienie ogarnęły 26-letnią studentkę, która sześć lat temu przyjechała do Francji z Senegalu. Ma poparzone 70 proc. ciała, nadal jest na granicy życia i śmierci. Władze pomagają w przyjeździe do Francji jej rodzinie.
W autobusie spłonęły także kamery rejestrujące, co się dzieje, nie zachowały się odciski palców. Władze mają nadzieję, że zgłoszą się jednak inni pasażerowie, którzy szybko oddalili się z miejsca zajścia. Federacja Użytkowników Transportu zaoferowała 2 tys. euro każdemu, kto przyczyni się do schwytania sprawców.
W ciągu ostatniego tygodnia na imigranckich przedmieściach Paryża i innych miast spłonęło już sześć autobusów. Młodzi przestępcy świetują tak rocznicę wielkich zamieszek sprzed roku. W ostatnich tygodniach dochodziło też do ataków na policję, kilku funkcjonariuszy zostało rannych. Premier zapowiedział, że ścigani i karani będą wszyscy uczestnicy zasadzek na policję, nie tylko bezpośredni sprawcy, lecz także ci, którzy ich do tego zachęcali lub nakłaniali.
W niedzielę kierowcy autobusów w Marsylii odmówili wyjazdu na ulice, lecz w poniedziałek autobusy kursowały już normalnie.