Nie było powodów do zatrzymania Wąsacza

Sąd Rejonowy w Gdańsku uwzględnił wczoraj zażalenie byłego ministra skarbu Emila Wąsacza na policyjne zatrzymanie

- Sąd uznał, że można było wezwać Emila Wąsacza do prokuratury normalnym wezwaniem. Stawiłby się - mówi Włodzimierz Braziewicz, rzecznik sądu okręgowego.

Sądu nie przekonał argument prokuratury, że należało zatrzymać b. ministra, żeby przeszukać jego mieszkanie:

- Nie było takiej potrzeby, żeby zatrzymywać go tylko dla przeszukania - mówi sędzia Braziewicz.

Gdy sąd wygłaszał postanowienie, Emil Wąsacz miał spotkania biznesowe w Warszawie: - Jestem bardzo zadowolony, że sąd potwierdził moją ocenę tych wydarzeń - powiedział "Gazecie". - To zatrzymanie było sprawą polityczną. Bezcelowe było też przeszukanie. Z całej paczki dokumentów, które policja zabrała z mojego mieszkania, prokurator zostawił sobie tylko cztery. Chodziło o zrobienie szumu medialnego.

Wąsacz został zatrzymany 18 września wczesnym rankiem w swoim domu na Śląsku w związku ze śledztwem w sprawie prywatyzacji PZU. Zatrzymano go na dwa dni przed planowaną debatą w Sejmie nad raportem komisji śledczej ds. PZU. O akcji policji szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek poinformowali na specjalnie zwołanej konferencji. W 1999 roku jako minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka Wąsacz sprzedał konsorcjum Eureko i BIG Banku Gdańskiego (dziś Bank Millennium) 30 proc. akcji PZU za 3 mld zł. Sejm poprzedniej kadencji przyjął uchwałę, żeby postawić go przed Trybunałem Stanu za tę prywatyzację oraz za sprzedaż Domów Towarowych Centrum i Telekomunikacji Polskiej.

Wąsacz został zatrzymany, choć w sprawie PZU nie pojawiły się żadne istotne nowe dowody. Prokurator postawił mu zarzut zaniechania obowiązków funkcjonariusza publicznego i działania na szkodę interesu publicznego. Grozi za to do dziesięciu lat więzienia. Wąsacz nie przyznał się do zarzutów. Po przesłuchaniu zwolniono go do domu. Prokurator zastosował wobec niego 100 tys. zł. kaucji i zakaz opuszczania kraju.

Sąd Rejonowy w Gdańsku uchylił oba te środki, podkreślając, że nie ma obaw, iż podejrzany nie będzie się stawiał na wezwania prokuratora. Wcześniej przychodził na wszystkie przesłuchania przed komisją śledczą. Sąd wytknął prokuratorowi, że zastosował kaucję wobec Wąsacza, choć ani on, ani jego obrońca o to nie wystąpili, jak nakazują przepisy. Według sądu nie ma obaw, iż Wąsacz ucieknie za granicę, bo to on sam powiedział policjantowi CBŚ o planowanym urlopie w Himalajach, gdzie wybierał się z synem i wnukiem.

Wąsacz zapowiada, że będzie domagał się odszkodowania od skarbu państwa za niesłuszne zatrzymanie: - Straciłem 6 tys. złotych, bo musiałem zrezygnować z opłaconego wyjazdu, nie wspominając już o innych, niematerialnych kosztach.

Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek podkreślił wczoraj, że zgodnie z postanowieniem sądu decyzja o zatrzymaniu Wąsacza była legalna: - Podzielam decyzję gdańskich prokuratorów - powiedział.