Choć w ostatnich miesiącach z okazji 80. rocznicy urodzin Johna Coltrane'a wydano wiele płyt dedykowanych pamięci mistrza, to jednak propozycji tak solidnej dawno nikt nam nie dostarczył. "Braggtown", album kwartetu Marsalisa, to majstersztyk.
Lider, grając na saksofonach sopranowym i tenorowym (na obu wypada świetnie), prowadzi od pierwszych nut otwierającego album "Jack Baker" wspaniały dialog z bębnami (Jeff "Tain" Watts), a wspierająca ten tandem sekcja Joey Calderazzo (fortepian) i Eric Revis (bas) ogranicza się do stylowego kontrapunktu. Choć album sygnowany jest nazwiskiem Marsalisa, to jako kompozytorzy do głosu dochodzą tutaj wszyscy muzycy. Wiadomo, że "tak grasz jazz, jak grasz ballady", a zmysłowe, eteryczne "Hope" Calderazzo to perełka. Po niej utwór lidera - "Fate" - wedle słów Marsalisa zainspirowany motywem z Wagnerowskiej tetralogii, ale utrzymany w konwencji swingującej rumby - zdumiewa klarowną powściągliwością.
Gdy do głosu dochodzi kunszt perkusisty ("Blakzilla" w szalonym metrum 13/8), doświadczamy grania, do jakiego przyzwyczaił nas Coltrane w czasach współpracy z Elvinem Jonesem. Potem mamy jeszcze transkrypcję "O Solitude" Henry'ego Purcella i zachwycające, delikatnie polifonizujące solo pianisty.
Do Coltrane'a wracamy w finałowych dwóch kompozycjach. "Black Elk Speaks" Revisa (zbudowana wokół słów szamana Oglala Sioux: "Dzisiaj jest piękny dzień na umieranie") jest najbliższe koncepcji Coltrane'a - z porwanymi tematami i krótkimi motywami składającymi się na witalną, odważną formę (przy tym solo Calderazzo bliższe Messiaenowi i Ivesowi niż kanonowi jazzu).
A już się wydawało, że najważniejsze premiery tego roku mamy za sobą.
Braggtown
Branford Marsalis Quartet
Marsalis Music