Rosja odwraca się od zachodniej demokracji

Choć Kreml coraz mniej przejmuje się krytyką, Zachód nie powinien rezygnować ze stawiania niewygodnych pytań o demokrację czy prawa człowieka

Tomasz Bielecki: Rosyjscy demokraci liczą, że Władimir Putin zostanie zapytany na szczycie UE o morderstwo Anny Politkowskiej i stan rosyjskiej demokracji. Czy taka rozmowa ma sens?

Aleksiej Simonow, Fundacja Obrony Głasnosti: - Putin coraz mniej przejmuje się zachodnią krytyką autorytarnych przemian w Rosji, ale skoro to Kreml zawłaszczył całą władzę w Rosji, to jednak trzeba z nim rozmawiać. No bo z kim innym? Bardziej niż niecelowości takich rozmów obawiam się milczenia. W stosunkach Rosja - Zachód słowa gaz i ropa naftowa coraz bardziej wypierają bowiem pojęcia praw człowieka oraz demokracji.

Jeszcze przed trzema-czterema laty Władimir Putin tłumaczył zachodnim przywódcom, że Rosja jest w okresie przejściowym i stąd problemy. Dziś jest inaczej?

- Tak. W latach 90. mówiło się - zgodnie z prawdą - o trudnym wychodzeniu Rosji z radzieckiego komunizmu. Za pierwszej kadencji Putina demokracja cierpiała - zdaniem Kremla - z powodu wypaczeń lat 90. Później obowiązywała interpretacja, że "jesteśmy na drodze do demokracji" i dlatego trzeba nam nadal wiele wybaczyć. Dziś Kreml ogłasza, że zgodnie z rosyjską specyfiką buduje rosyjską specyficzną demokrację.

Strach tego słuchać. Czasem kremlowscy urzędnicy nazywają ten nowy system "suwerenną demokracją". Kiedy krytycy porównują ją do wzorców zachodnich, słyszą, że cały świat nie może być urządzony na jedno kopyto. To otwarty odwrót od kursu na Zachód.

Ambasador Rosji przy UE apelował przed szczytem w Lahti o pragmatyzm w stosunkach międzynarodowych. Mówił, żeby nie uzależniać ich od ustroju politycznego partnerów.

- Ludzie Kremla mówią, że priorytetem amerykańskiej demokracji jest wolność, europejskiej - równość, a rosyjskiej - na obecnym etapie bezpieczeństwo. Chciałbym, aby zachodni politycy w imieniu Rosjan zapytali kiedyś Putina, co to znaczy. Bo my, obywatele Rosji, przy kolejnym ograniczeniu naszych swobód post factum dowiadujemy się, że to właśnie wymóg "suwerennej demokracji". Ale nikt na Kremlu nie podał nam jej definicji.

Czego dotychczas Rosjanie dowiedzieli się o specyfice nowego putinowskiego ustroju?

- Po pierwsze, w znaczących mediach i życiu publicznym nie ma miejsca dla znanych osób o poglądach różnych od Kremla. Niech tacy "odmieńcy" pisują sobie w niszowych pismach i zasiedlają strony internetowe dla hobbystów. Ale nie w telewizji! Po drugie, każda radykalna krytyka władzy może zostać uznana za ekstremizm polityczny. A zgodnie z nową ustawą za ekstremizm każdy może zapłacić wprawdzie łagodnym, ale jednak wyrokiem sądowym.

Po trzecie, suwerenna demokracja przedstawiana jest jako walka z chaosem i nieporządkiem. A w istocie oznacza sprzeciw wobec różnorodności oraz społeczeństwa liberalnego. Tego obecnie nikt już nie skrywa. To ideologia państwowa dodatkowo okraszana sentymentami imperialnymi.

Większość Rosjan się nie sprzeciwia, bo jeśli w takim ustroju nie wychylać się, to można żyć dostatnio i spokojnie...

- Tak, ale w takich warunkach rodzą się potwory. Wprawdzie Kreml świadomie nie wspiera neofaszyzmu, ale rosyjski neofaszyzm i agresywny nacjonalizm jest jego dzieckiem. Po śmierci Anny Politkowskiej prezydent Putin pośrednio przyznał, że jej publikacje szkodziły Rosji. Nie oskarżam go o jej śmierć, ale jego wielką winą jest głoszenie, że niezależna krytyka prasowa to zagrożenie dla dobra Rosji. Chciałbym, aby przynajmniej te słowa Władimir Putin usłyszał od europejskich kolegów w Lahti.