Resort pracy chce zezwolić pracodawcom na badanie podwładnych wykrywaczem kłamstw. - Tylko wtedy jeśli pracownik wyrazi na nie zgodę - zaznacza wiceminister pracy Elżbieta Rafalska. W jej ministerstwie trwaja prace nad nowelizacją kodeksu pracy.
Rafalska nie obawia się sytuacji, że osoba, która odmówi poddania się badaniu, będzie pod lada pretekstem zwalniana. - Są przecież związki zawodowe, które powinny dbać o interesy pracowników - wyjaśnia.
- Zapis w kodeksie, że każdy pracownik będzie mógł odmówić badania, jest słabym zabezpieczeniem. Odmowa będzie odebrana jako przyznanie się do winy - twierdzi ekonomista Witold Orłowski.
Skąd pomysł na wariograf?
Według Rafalskiej szefów firm ogarnęło szaleństwo na punkcie korzystania z wariografów. Tymczasem w kodeksie pracy nie ma słowa o wykrywaczu kłamstw. Firmy wychodzą więc z założenia, że co nie jest zakazane, jest dozwolone.
Część prawników od kilku lat domaga się, żeby w prawie znalazły się dokładne reguły, według których robi się testy, bo dziś możliwe są nadużycia.
Jacek Giermek z Instytutu Bezpieczeństwa Biznesu, którego firma robi testy wariografem na zlecenie przedsiębiorców, przyznaje, że liczba zleceń rośnie z roku na rok o 35-40 proc.
Twierdzi, że testy zamawia się w trzech przypadkach. Po pierwsze, gdy zarząd podejrzewa, że ktoś kradnie, wynosi bazy danych czy plany marketingowe firmy. Po drugie, przy rekrutacji. Pracodawca chce wiedzieć, czy jego potencjalny pracownik bierze lub brał narkotyki, z jakich powodów zmienił poprzednią pracę.
Kto decyduje się na badania? - Tu nie ma reguły. Duże sieci sklepów, które w ten sposób badają kasjerki, firmy spedycyjne, transportowe, produkcyjne, np. koncerny produkujące papierosy, gdzie wynoszenie niewielkich ilości towaru jest prawdziwą plagą - twierdzi Giermek. - Mieliśmy przypadek, gdy jeden z udziałowców firmy okradał wspólnika przez 20 lat.
Giermek opowiada też o ośrodku naukowo-badawczym, w którym pracownik uszkadzał bardzo drogą i nowoczesną aparaturę badawczą. - Nie wiedział po prostu, jak się ją obsługuje, a bał się, że straci pracę - twierdzi Giermek.
Z wariografu chcą korzystać również niektóre władze samorządowe. Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza chce przebadać w ten sposób wszystkich pracowników ratusza, począwszy od siebie, przez byłego zastępcę, aż po sprzątaczki. Wariograf ma tu pomóc w rozplątaniu niejasnych okoliczności przyznawania mieszkań komunalnych.
Skąd ten boom? Pracodawcy na korzystanie z wariografu decydują się ze względu na dużą skuteczność urządzenia. - W 97 na 100 przypadków jest w stanie wskazać, czy ktoś np. kradł, czy nie - zachwala Giermek.
Elżbieta Wichrowska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich w przydatność testów wariograficznych na pracownikach jednak wątpi. - Wykrywacz kłamstw ma pokazywać emocje. Pyta się pracownika, jak się nazywa, a później czy ukradł. Nawet uczciwy człowiek w takiej sytuacji by się zdenerwował. I to ma być dowód - zastanawia się Wichrowska.
Jej zdaniem badanie wariografem może być też elementem mobbingu. Jeśli ktoś będzie badany w ten sposób co dwa tygodnie czy miesiąc, to pogorszy się jego samoocena.
Przeciw wprowadzaniu wykrywaczy kłamstw do kodeksu pracy protestować będą związki zawodowe. Jan Guz z OPZZ obawia się nadużyć. - Może dochodzić do paranoi. Zginie tusz do drukarki, a pracodawca podłączy całą załogę do maszyny - twierdzi związkowiec.
Prokuratorzy i policjanci też będą mieć testy
Zmiany w kodeksie pracy to niejedyny w ostatnim okresie projekt dopuszczający stosowanie wariografów. Za tydzień wejdą w życie przepisy umożliwiające badania takim urządzeniem 100 tys. policjantów. Na test nie będą musieli się zgodzić, wystarczy, że zdecyduje tak ich przełożony. - Nie będzie badany każdy funkcjonariusz, tylko tacy, wobec których są wątpliwości - opowiada Paweł Biedziak z Komendy Głównej Policji. Jakie wątpliwości?
- Na przykład podejrzenia o współpracę z gangiem. O sfery prywatnego życia nie będziemy pytać - zapewnia Biedziak.
Regularne badanie wykrywaczem obowiązkowo przed przyjęciem do pracy i w trakcie służby będą przechodzić funkcjonariusze "elitarnych jednostek policji", takich jak Centralne Biuro Śledcze oraz Biuro Spraw Wewnętrznych (policja w policji). - Wynik z wariografu o niczym nie będzie przesądzał, powiedzmy, że zapali wokół takiej osoby czerwoną ostrzegawczą lampkę - twierdzi Biedziak.
Podobny pomysł ma minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Szef tego resortu chce badać wykrywaczem kłamstw prokuratorów, których podejrzewa o wycieki do mediów tajnych informacji.
Takie rozwiązanie w biurze RPO budzi protest. - Jeśli już jest podejrzenie przecieku, wszczyna się po prostu postępowanie wyjaśniające - twierdzi Wichrowska.
Prokurator poddany badaniom wariograficznym mógłby się poskarżyć sądowi, że naruszono jego konstytucyjne prawo do godności. Mógłby się też domagać odszkodowania na drodze cywilnej.