Wystawa odbywa się w budynku ASP w Warszawie. W gmachu głównym tej renomowanej polskiej uczelni plastycznej w toalecie damskiej pod zlewem stoi pęknięty plastikowy kubeł zlepiony brunatną taśmą. Poziom designu w Polsce powinno się mierzyć od tego miejsca.
Wiem, że design nie występuje w przyrodzie osobno i zależny jest od zamożności społeczeństwa i państwa. Szwedzki rząd dokłada do szwedzkiego wzornictwa, które sądząc po Ikei, ma się chyba nieźle. Polski się do tego nie kwapi. Dlatego pod adresem polskiego designu nie można kierować łatwych oskarżeń. Jednak stan, w którym się znajduje, sprawdzić warto.
Wystawa w ASP jest uczciwa. Nie wybierano tu najładniejszych przedmiotów, ale starano się - jak tłumaczy jej twórca Tomasz Rudkiewicz - stworzyć przekrój przez polskie wzornictwo. Składają się na ten obraz trzy elementy: to, co się dzieje w przemyśle, to, co robią projektanci, i to, czym się zajmują studenci.
Zacznijmy od fabryk. W jednej z sal zgromadzono szkło i ceramikę. Szkło pochodzi z Krosna, huty szkła z tradycją, powstałej w 1823 r. Krosno produkuje - czym się chwali na wystawie - m.in. zestaw szklanych naczyń o nazwie Mayya. To wazony o kwadratowym wykroju z bezbarwnego szkła. W jednym rogu każde naczynie oblane jest rumieńcem - to plama o czerwonej tulipanowej barwie, jakby szklane action painting. Rozumiem założenia - powiązanie natury i tradycji (kwiat) z geometrią i nowoczesnością (kanciasta forma). Jednak efekt jest pretensjonalny, powstał wazon na stół w gabinecie ministra.
Dlaczego czepiam się Krosna? Bo to punkt newralgiczny dla polskiego designu - z Krosna wychodzą rzeczy, które się rozpoznaje wszędzie. Na przykład szklanki o grubej podstawie z zatopionym w środku pęcherzykiem powietrza. Rozpoznawalność to zaleta Krosna, jego siła i tradycja, której zmiany wcale nie postuluję. Czemu jej jednak nie modyfikować?
Ostatnio w Krośnie coś się zmienia. Nowe wzory nie są może specjalnie odważne, ale przynajmniej podpisuje się artystów nazwiskiem. Wcześniej autor był tu schowany za przedmiotem. A przecież twarz projektanta jest ważna. Tak się dzisiaj sprzedaje przedmioty także w masowej Ikei. Kiedy Starck tworzy dla Alessi, korzystają na tym i Starck, i Alessi.
A przecież w Polsce są projektanci, i to świetni.
Wystarczy przejść się po sali, gdzie wystawiono projekty studentów. Zwróciłam uwagę na przepiękne krzesło. Wykonał je Piotr Stolarski, właśnie kończy studia na Wydziale Wzornictwa w warszawskiej ASP u prof. Jerzego Porębskiego. Biała rama z tworzywa, na przezroczystym oparciu nadruk - polska wycinanka.
To modny dzisiaj wśród młodych trend - szukanie w tradycji, w szkole zakopiańskiej i we wzornictwie Ładu. Ład, do którego projektant się odwołuje - spółdzielnia projektantów sztuki użytkowej, która istniała w latach 1926-96 - to właśnie brakujące ogniwo w polskim wzornictwie. Produkował meble, które mogli kupić wszyscy, z naturalnego materiału, świetnie zaprojektowane, trwałe, nie za drogie. To było coś pośredniego między tania masową tandetą a meblem designerskim i piekielnie drogim. Tego dziś nie ma.
Biedna i brzydka Polska, co paradoksalne, jest krajem luksusowego mebla. To widać na wystawie. Z mebli są tu głównie fotele, kanapy. Interesujące, że nie ma np. łóżka. Projektowanie mebli nie dotyczy jeszcze życia, tylko reprezentacji. Uwierzę w nadmiar designu w Polsce, kiedy na wystawie wzornictwa zobaczę łóżko. I kiedy nie będzie dramatycznego kontrastu pomiędzy pracami studentów a tym, co naprawdę wytwarzają polskie firmy.
W części poświęconej studentom widzę wspaniałe pomysły: nosidełko dla dzieci, hulajnogę miejską, kostkę do nauki Braille'a, urządzenie ułatwiające czytanie niedowidzącym. Wśród pomysłów zrealizowanych przez polski przemysł widzę jachty, mopy, kuchnie, lodówki, autobus, tramwaj i meble do gabinetu prezesa. Niektóre piękne, jak te Towarzystwa Projektowego albo zespołu Wierszyłłowski & Projektanci. A jednak być designerem w Polsce to znaczy pożegnać się z marzeniami. Jeśli ktoś na studiach z zaangażowaniem projektował wózek dla niepełnosprawnych, po dyplomie będzie dekorował życie biznesmenom.
Studentka krakowskiej ASP Anna Ostrowska zaprojektowała kubki. Kiedy są puste, stoją krzywo przechylone. Kiedy się napełniają płynem, nabierają równowagi. Dzięki temu niewidomy może sobie sam nalać herbaty.
Kto je wdrożył? Szwedzka firma.
Wzornictwo, jakie mamy, wzornictwo, jakiego potrzebujemy
28 października, ASP Warszawa
wystawa z okazji konferencji międzynarodowego stowarzyszenia designerów CUMULUS