Dwóch jezuitów musiało opuścić klasztor w Krakowie za mówienie o b. agentach SB w zakonie. - Odważyli się mówić prawdę - uważa ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Nakaz opuszczenia domu zakonnego dostali ks. Andrzej Miszk i ks. Krzysztof Mądel. To decyzja krakowskiego prowincjała jezuitów ks. Krzysztofa Dyrka. Pod groźbą wykluczenia z zakonu zakazał im wypowiadania się o lustracji i kontaktów z prasą. Ukarani zakonnicy wzywali władze zgromadzenia do ujawnienia tajnych współpracowników bezpieki. Mimo upomnień przełożonych pisali o potrzebie oczyszczenia zakonu w jezuickim portalu www.tezeusz.pl, którym kierował ks. Miszk.
Cierpliwość prowincjała wyczerpała się po publikacji obszernego wywiadu z ks. Zaleskim. W rozmowie padły m.in. kryptonimy i funkcje kilku krakowskich jezuitów, którzy mieli współpracować z bezpieką, w tym byłego prowincjała, byłego prefekta bazyliki i nieżyjącego zasłużonego profesora.
Ks. Miszka, byłego działacza demokratycznej opozycji, skierowano do Wrocławia pod koniec września, wkrótce po publikacji wywiadu. Przestał kierować internetową stroną jezuitów. Zgodnie z kościelnym zakazem nie komentował kary, ale na portalu nie szczędzono krytyki prowincjała. Ukaranego zakonnika bronił m.in. ks. Mądel, dyrektor jezuickiego Centrum Kultury i Dialogu w Krakowie. Duchowny filozof organizował wcześniej spotkania pt. "Pojednanie z agentem", gdzie mówił o potrzebie przebaczenia byłym współpracownikom SB. Publiczna krytyka decyzji prowincjała nie spodobała się jednak przełożonym. Dlatego w tym tygodniu musiał wyjechać do Kłodzka i zamilknąć na temat lustracji. Na pożegnanie odprawił mszę w jezuickiej bazylice. Nie oceniał decyzji przełożonego. W kazaniu odniósł się do niej jednak ks. Zaleski.
- Spotykamy się dziś z niesprawiedliwością dlatego, że ktoś odważył się mówić prawdę - komentował ks. Zaleski "zesłanie" zakonników. I przekonywał: sankcje prowincjała wobec niepokornych jezuitów to nie tyle obrona dobrego imienia zgromadzenia i przejaw miłości bliźniego (jak twierdzi prowincjał), ale ochrona wysoko postawionych duchownych, którzy okazali się agentami SB. - Ci, co pobłądzili, są chronieni przede wszystkim z powodu układów personalnych - mówił ks. Zaleski do świeckich przyjaciół i współpracowników ks. Mądla. Ci nie kryją żalu do władz zakonnych. - "Żadne szczere dążenie do poznania prawdy historycznej nie może być potępiane ani karane. Nawet jeśli jest to prawda tak trudna, jak ta o inwigilacji Kościoła przez SB" - napisali w otwartym liście do prowincjała m.in. weterani "Solidarności" Collegium Medicum UJ i Szpitala Klinicznego w Krakowie, w tym wybitny krakowski internista prof. Andrzej Szczeklik. - Aby ukryć bolesną prawdę z przeszłości, pozbawia się nas wspaniałego duszpasterza - mówi kardiolog dr Janusz Kutyba.
Prowincjał nie chce rozmawiać z prasą. Wcześniej przekonywał "Gazetę", że sankcje nałożył za nieposłuszeństwo i samowolę podwładnych współbraci. - Jestem za lustracją, ale z miłością i miłosierdziem - mówił nam po ukaraniu ks. Miszka. W tym tygodniu na krytykę "zakonnej cenzury" odpowiedział specjalnym oświadczeniem. Zapewnił, że od kilkunastu miesięcy wyznaczone przez niego osoby badają akta bezpieki. - "Nie chcemy ukrywać prawdy. Wierzymy i głosimy ewangeliczną drogę uznania zła, nawrócenia, pokuty i powrotu do służby Bogu i człowiekowi w Kościele. Nie zgadzamy się natomiast na samowolne i nieodpowiedzialne rzucanie oskarżeń na podstawie częściowych, czasem niesprawdzonych do końca, albo tylko zasłyszanych informacji" - napisał.