Polską nie mogą rządzić ludzie, którzy przeciwstawiają wolność solidarności! - mówił podczas Błękitnego Marszu Platformy Donald Tusk. A tłum skandował: - Polska wolna, solidarna!
W sobotę na wezwanie PO przybyło kilkanaście tysięcy ludzi (według policji - 11 tys., według organizatorów - 20 tys.). Przeważali młodzi działacze PO i młodzieżówki, obnoszący się z emblematami partyjnymi.
Wyraźną mniejszość stanowili ludzie niezaangażowani na co dzień w politykę, rodziny z dziećmi, które włączały się w pochód. Przyszedł też - zgodnie z wcześniejszą obietnicą - Marek Borowski, lider SdPl, kandydat centrolewicy na prezydenta. Zabrał dwóch wnuków bliźniaków. Mówił potem, że zostali nazwani podczas demonstracji bliźniakami demokratycznymi.
Impreza była w każdym szczególe starannie wyreżyserowana. Obowiązkowy aplauz przy wywoływaniu kolejnych miast, skąd zjechali się manifestanci, atmosfera piknikowa, żadnych przejawów agresji, ale i bez spontaniczności.
Zeszłotygodniowy wiec poparcia dla rządu w Stoczni Gdańskiej nasuwał skojarzenia z masówkami w PRL, mającymi dowieść "jedności Partii z Narodem". Organizatorzy Błękitnego Marszu PO dla kontrastu stylizowali swoją imprezę na "solidarnościową" manifestację z lat 80.
- Chodźcie z nami, tu nie biją - krzyczeli uczestnicy do zwolenników PiS. Wiceszef PO Bronisław Komorowski wspominał, jak w stanie wojennym demonstrował przed Grobem Nieznanego Żołnierza, za co został skazany przez sędziego, a dziś wiceministra sprawiedliwości Andrzeja Kryże.
Marsz zwieńczyła odśpiewana przez Tomasza Lipińskiego piosenka "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" - jeden z najsłynniejszych protest songów schyłkowego PRL.
- Witam wszystkich moich kolegów z ZOMO - szydził drugi z zaproszonych przez PO artystów Paweł Kukiz.
- Przyszliśmy tu, by powiedzieć "dość!" - ogłosił tuż po 12 z balkonu Hotelu Europejskiego szef Platformy Donald Tusk. - Żeby cała Polska zobaczyła, jak wyglądają wykształciuchy i łże-elity. Żeby Polska zobaczyła tu samą siebie! Panie premierze, tu nie ma ZOMO. Tu jest Polska!
Demonstranci skandowali: "Sorry, Kaczory, jutro wybory!", "Kaczki na taczki", "Giertych, zostaw nasze dzieci". Osobny nurt marszowej poetyki odnosił się do sporu PiS z mediami. Krzyczano: "Wolne Media", "TVN", "Teraz my". - Dobra, dobra... Znowu nam zarzucą, że mieliśmy coś wspólnego z taśmami Beger - żartował pełniący obowiązki wodzireja poseł Sławomir Nowak.
Z pl. Piłsudskiego tłum przeszedł na pl. Zamkowy, po drodze wygwizdując Pałac Prezydencki.
- Polską nie mogą rządzić ludzie, którzy przeciwstawiają wolność solidarności! - mówił Tusk ze sceny obok Zamku Królewskiego. Przypomniał słowa Jana Pawła II: "Solidarność to nigdy jeden przeciwko drugiemu" i "Nie ma solidarności bez miłości". Zakończył: - Potrzeba nam normalności i przyzwoitości. Droga do tego wiedzie przez nowe wybory.
Jan Rokita: - Co nas tu przywiodło? Czy chcemy komukolwiek okazać pogardę i przyzwoitość?
Tłum: - Nie!
Rokita: - Czy jesteśmy otumanionym tłumem wrogów Polski?
Tłum: - Nie!
Rokita: - Chcemy wyrazić sprzeciw wobec kłamstwa. Wobec ludzi, którzy wysokie ceny i wysokie podatki nazywają Polską solidarną, a korupcję - rewolucją moralną. Ale chcemy też wyrazić nadzieję, że za chwilę można będzie żyć w Polsce lepiej.
Senator Stefan Niesiołowski (intensywnie wywoływany przez tłum): - Dochodzą do nas sygnały, że choć koalicja się rozpadła, to zaraz może wrócić w starym składzie. Panie premierze, niech pan nie wciąga tej flagi na złamany maszt!
Na zakończenie Tusk poprosił: - Zaśpiewajmy hymn. I to obie zwrotki! My je przecież znamy! - wezwał.
Ubrani na niebiesko ludzie odśpiewali hymn i rozeszli się w poszukiwaniu autokarów.