Zajrzyj na oficjalną stronę XVII Międzynarodowego Festiwalu Komiksu
Stan wojenny w polskim komiksie nareszcie się skończył - wydawnictwo Mandragora reaktywowało serię komiksów o Żbiku. W czasach PRL cykl miał budować wśród młodzieży zaufanie do milicji. Wyprowadzając czołgi na ulice, władze PRL zadały temu zaufaniu cios tak silny, że komiksy o przystojnym milicjancie straciły rację bytu. Ostatnie zeszyty ukazały się siłą bezwładu w 1982 r.
W ten sposób kapitan MO Jan Żbik stał się kolejną ofiarą stanu wojennego. Było czego żałować. Na tle literackiej nędzy "powieści milicyjnej" seria o Żbiku to akurat zacny przykład przyzwoitej popkultury.
To najdłuższa polska seria komiksowa - łączny nakład zeszytów wyniósł 11 mln egzemplarzy. Jej pomysłodawcą był pułkownik Władysław Krupka z MSW strzegący w czasach PRL swej anonimowości - znaliśmy rysowników, ale nie scenarzystę. Chociaż scenariusze pisali też inni zaproszeni autorzy, spod pióra Krupki wyszły najbardziej odrealnione odcinki cyklu - "Zapalniczka z pozytywką", "Wieloryb z peryskopem", "Na zakręcie" czy "Salto śmierci".
Scenariusze Krupki pod wieloma względami odchodziły od typowej propagandowej historii milicyjnej. Żbikowi zdarzało się u niego łamać prawo w słusznej sprawie. Zamiast do szarej milicyjnej roboty fantazja Krupki kierowała kapitana do rozpracowywania egzotycznych środowisk takich jak cyrkowi akrobaci czy bywalcy ekskluzywnych nocnych lokali ("Spotkanie w Kukerite").
Gdy fantazja scenarzysty spotykała się z talentem rysownika, powstawały komiksy na światowym poziomie. Wśród rysowników pracujących nad tą serią wyróżniali się zwłaszcza Grzegorz Rosiński, Bogusław Polch i Jerzy Wróblewski (kolejność chronologiczna).
Lekko naciągając daty, można powiedzieć, że styl rysowania Żbika przez tych artystów symbolizował kolejne epoki PRL. Żbik Rosińskiego nosił na sobie piętno czasów gomułkowskich - ubierał się skromnie, miał urok nieśmiałego chłopca. Żbik Polcha z kolei symbolizował hedonizm czasów wczesnego Gierka - zapuszczał bokobrody, chętnie nosił bardziej fantazyjne spodnie i marynarki, zalotnie spoglądał na kobiety.
I wreszcie Żbik Wróblewskiego - w swoim stroju i manierach hiperpoprawny, zawsze zapięty na ostatni guzik, zawsze z nienagannym przedziałkiem. W taki sposób PRL starała się pokazywać popkultura późnego Gierka, by ukryć totalną rozsypkę systemu.
Rysujący nowe odcinki (na razie w planach są cztery) Michał "Śledziu" Śledziński stanął przed niebagatelnym wyzwaniem wymyślenia obrazu Żbika Naszych Czasów. Sądząc po pierwszym odcinku, wybrał on formułę, w której Żbik wygląda jak ktoś narysowany przez Rosińskiego umieszczony w świecie narysowanym przez Polcha.
Nowy Żbik ma na imię Michał i jest wnukiem emerytowanego pułkownika Jana Żbika, bohatera poprzednich komiksów. Przejął po dziadku jego metody śledcze - rozpracowując jakieś kryminalne środowisko, udaje wybitnego specjalistę w jakiejś dziedzinie humanistycznej, przyjmując oryginalny pseudonim "Żbikowski".
Środowisko do rozpracowania ma przy tym nie mniej dziwaczne od swego poprzednika - tym razem wyobraźnia pułkownika Krupki (również emerytowanego) skierowała Żbika na trop afery rozgrywającej się w świecie filmu. Pierwszy zeszyt to część większej całości, można się więc tylko domyślać, że polska produkcja filmowa okaże się w finale przykrywką do czegoś zupełnie innego (prania brudnych pieniędzy?).
Śledząc tajemniczą szajkę, komisarz udaje się na festiwal filmowy w Berlinie, podając się za krytyka filmowego o nazwisku... Żbikowski. Scena, w której Żbik ekspresowo przygotowuje się do swej roli, jest wizualnym cytatem z Polcha (co prawda nie z komiksu o Żbiku, tylko z pochodzącego z lat 80. komiksu o zbuntowanym prywatnym detektywie z przyszłości Funkym Kovalu).
Funky'ego Kovala widzieliśmy w tym komiksie wypoczywającego w swoim mieszkaniu wyposażonym w zestaw kina domowego (choć gdy Polch to rysował, egzotyczną nowością były jeszcze płyty CD). Wśród jego płyt można było rozpoznać jak dotąd niepowstałą w rzeczywistości adaptację "Niezwyciężonego" Stanisława Lema. Żbik to nie science fiction, ale tu też rozpoznajemy okładki płyt - szykując się do roli, komisarz Żbik ogląda filmy z kolekcji Stanleya Kubricka oraz "Metropolis" i "Nosferatu".
Świat wokół Żbika rysowany jest w stylu polchowego technofetyszyzmu - można na pierwszy rzut oka rozpoznać markę i konkretny model samochodu czy przeznaczenie gadżetów. Sam Żbik jednak jest owym skromnym, nieśmiałym młodzieńcem jak za Rosińskiego. Spodobała mi się recepta Śledzińskiego na bohatera naszych czasów - jego komisarz porusza się sprawnie w świecie nowoczesnej techniki i nowoczesnych możliwości, ale wierny swojemu dziadkowi zachowuje pewną, by tak rzec, oldskulowość w korzystaniu z tych możliwości. Czy można takiego bohatera nie polubić?
Blog autora: wo.blox.pl