- To bardzo dobry wynik. Mamy do czynienia z drugą falą napływu inwestycji bezpośrednich do Polski. W tym roku mogą się one zamknąć sumą około 8 mld euro, czyli 10 mld dol. - powiedział Józef Sobota z zarządu NBP na konferencji prasowej.
W tym roku udało się nakłonić kilka wielkich koncernów do znacznych inwestycji w Polsce - Dell, Toshiba, Bridgestone, Sharp. Jednak na tegoroczną kwotę inwestycji składają się projekty zamknięte już wcześniej i reinwestycje zysków firm od lat obecnych w Polsce.
Inwestycje zagraniczne są niezbędne dla naszej gospodarki. Firmy zagraniczne wnoszą nowe technologie do firm, zachęcają kolejne do wejścia do naszego kraju i w znacznym stopniu kreują eksport Polski (obecnie około dwie trzecie eksportu to zasługa inwestorów).
Pierwszą dużą falę inwestycji bezpośrednich mieliśmy w drugiej połowie lat 90., gdy w Polsce intensywnie prywatyzowano. Już wtedy ekonomiści mówili, że nasza gospodarka potrzebuje "zasilania" ze strony bezpośrednich inwestycji zagranicznych w kwocie 10 mld dol. rocznie. Taki wynik udało się osiągnąć w 2004 r., jednak ubiegły rok znów był gorszy. Ostateczne dane NBP mówią bowiem o 7,7 mld euro inwestycji, mieliśmy więc 23-proc. spadek.
W tym roku najwięcej inwestycji powstało w sektorze finansowym (łącznie 2,5 mld euro w 2005 r.), w przemyśle (2,1 mld euro z największym udziałem przemysłu spożywczego i motoryzacyjnego) oraz handlu (ponad 2 mld euro). Po czasach wielkich transakcji prywatyzacyjnych nadeszła pora na inwestycje budowane od podstaw, coraz częściej są to firmy małe i średnie. Zdaniem ekonomistów to korzystne zjawisko.
Choć cieszymy się z poprawy klimatu inwestycyjnego wokół Polski, warto zauważyć, że dzieje się to przy wciąż nieudolnym systemie przyciągania inwestorów do Polski. Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych, w odróżnieniu od swoich odpowiedniczek z krajów, z którymi konkurujemy, wciąż nie ma zagranicznych przedstawicielstw i nie może efektywnie promować możliwości naszej gospodarki.
Już niemal pięć lat trwa sejmowo-rządowa batalia o zmianę statusu PAIIZ. W Sejmie leży kolejny projekt ustawy na ten temat (kilka poprzednich trafiło do kosza), ale prace nad nim przebiegają bardzo wolno. Rząd PiS chciał, żeby nowa, sprawniejsza agencja rozpoczęła działalność 1 stycznia 2007 r., jednak dziś wydaje się to coraz mniej prawdopodobne. - Jest zagrożenie, żeby nie powiedzieć pewność, że do tego czasu ustawa nie zostanie uchwalona - mówi wiceminister gospodarki Andrzej Kaczmarek.
Optymistą co do tempa prac jest Ryszard Wawryniewicz (PiS), szef podkomisji zajmującej się ustawą, choć to jego poprawka wprowadziła ostatnio zamieszanie. Zaproponował, by do projektu ustawy wprowadzić zapisy dotyczące pomocy państwa dla strategicznych inwestorów. - To tak naprawdę dopisanie do ustawy o agencji drugiego projektu ustawy, przepychanie go kuchennymi drzwiami. Ta ustawa o zachętach inwestycyjnych już dwa razy była odrzucona przez Sejm - irytuje się Adam Szejnfeld (PO), szef komisji gospodarki.
Podkomisja czeka na ekspertyzy prawne.
W PAIIZ mało kto liczy na szybki finał. Postanowiono przez jakiś czas radzić sobie bez ustawy w kwestii placówek zagranicznych. Dziś resort gospodarki ma za granicą ponad 40 tzw. wydziałów promocji (dawne wydziały ekonomiczno-handlowe). Ma się porozumieć z PAIIZ, by mogły one już pracować na rzecz agencji. Pierwszy zagraniczny oddział PAIIZ ma powstać jeszcze w tym roku w Tokio.