Trwają konsultacje - odpowiadają pytani przez "Gazetę" politycy PiS, PO i SLD. - A co z upływającym terminem? - pytaliśmy. - A właściwie co się stanie, jeśli Sejm go nie dotrzyma? - odparł Wojciech Szarama z PiS-u. Nie umiał powiedzieć, dlaczego jego partia, która od roku podkreśla, jak ważny dla jej rządów jest wybór nowych członków TK, wciąż nie ma gotowych kandydatur.
Piątego listopada kończy się kadencja trzech z piętnastu sędziów TK, w tym prezesa i wiceprezesa. Miesiąc później kończy się kadencja kolejnych trzech sędziów. Regulamin Sejmu mówi, że kandydatury muszą być zgłoszone najpóźniej na 30 dni przed końcem kadencji. Może je zgłosić 50 posłów lub Prezydium Sejmu. - W ramach Prezydium nie rozmawialiśmy o kandydaturach - powiedział nam wicemarszałek Sejmu Wojciech Olejniczak z SLD. Jego partia nie zamierza wysuwać kandydatur. - Poprzemy kompetentne osoby ze środowiska naukowego - zadeklarował. Ale przyznał, że ani PiS, ani PO nie kontaktowały się z SLD w sprawie poparcia dla takich kandydatur.
Grzegorz Schetyna, członek Zarządu PO, powiedział "Gazecie", że jego partia ciągle rozmawia w sprawie swoich kandydatów. - Myślimy o dwóch-trzech osobach z doświadczeniem parlamentarnym i sędziowskim. Być może zgłosimy je jako nasze kandydatury, ale może będziemy namawiać, żeby były to kandydatury wspólne z innymi klubami - mówi Schetyna. Nie chce podać nazwisk.
Pytaliśmy różnych posłów. Efekt? "Mówi się" o kandydaturze wicemarszałka Sejmu z LPR Marka Kotlinowskiego i b. marszałka, posła PSL Józefa Zycha. A także o współpracującym z sejmowym Biurem Studiów i Analiz prof. Mirosławie Granacie. Nie mówi się już natomiast o wiceministrze sprawiedliwości Andrzeju Kryże, którego podobno PiS widział nawet w roli prezesa TK.
Taka lista kandydatur oznacza, że do Trybunału trafią kolejni politycy - w tej chwili jest ich tam sześciu i to nie im kończą się kadencje. - Będzie duży problem z dobraniem pełnego składu do sądzenia niektórych spraw, bo sędziowie politycy będą musieli się wyłączać od orzekania o przepisach, które współtworzyli - ostrzega prof. Andrzej Zoll, były prezes TK i b. rzecznik praw obywatelskich.
A co, jeśli Sejm nie wybrałby na czas następców odchodzących w tym roku sześciu sędziów? Teoretycznie Trybunał będzie mógł działać, bo wciąż będzie miał dziewięciu członków - a więc tylu, ilu wynosi tzw. pełny skład Trybunału niezbędny do sądzenia spraw o "szczególnej zawiłości". Takich spraw w Trybunale jest teraz kilka: kontrowersyjna ordynacja wyborcza do samorządów, ustawa o Centralnym Biurze Śledczym, może się też pojawić skarga na nową ustawę lustracyjną.
- Niewybranie na czas sędziów może sparaliżować pracę Trybunału - uważa obecny prezes TK Marek Safjan. - Wystarczy, że zachoruje jeden z sędziów i nie będzie można orzekać w pełnym składzie. A jeden już w tej chwili jest w szpitalu! Poza tym dziś sędziowie są zawaleni sprawami, mamy rozprawy jedna po drugiej. Może więc po prostu zabraknąć sędziów sprawozdawców do kolejnych spraw.
- Kandydatur nie ma, termin zgłaszania może nie zostać dotrzymany. Na Ukrainie przez półtora roku parlament blokował prace TK, nie wybierając jego sędziów. Sytuacja byłaby groźna, gdyby taka manipulacja polityczna zdarzyła się w Polsce - mówił prof. Zoll na wczorajszej konferencji prasowej w Fundacji im. Batorego.
Konferencję zorganizowały trzy organizacje pozarządowe: Fundacja im. Batorego, Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Sekcja Polska Międzynarodowego Zrzeszenia Prawników. Ogłosiły, że będą monitorować wyłanianie sędziów TK. - Powinna się odbyć publiczna debata nad kandydaturami do jednego z najważniejszych organów władzy w państwie, który kontroluje władzę ustawodawczą i wykonawczą, stoi na straży praw obywatelskich - mówi Zbigniew Lasocik z Sekcji Polskiej Międzynarodowego Zrzeszenia Prawników. - Może się okazać, że debata będzie niemożliwa, jeśli kandydatury zostaną zgłoszone w ostatniej chwili - przyznaje Łukasz Bojarski z Fundacji Helsińskiej.
- Dziś kierujemy do marszałka Sejmu i przewodniczących klubów pisma z prośbą o przedstawienie kandydatur, by umożliwić debatę - zapowiada Grzegorz Wiaderek z Fundacji im. Batorego. Na czym taka debata ma polegać? - Do tej pory informacja o kandydatach sprowadzała się do przedstawienia ich życiorysów. Chcemy zebrać więcej informacji o kandydatach, zorganizować ich publiczne przesłuchania, na których np. dziennikarze mogliby wypytać ich o poglądy na rozmaite ważne kwestie - wyjaśnia Lasocik.
- Chodzi o to, żeby te wybory były przejrzyste dla opinii publicznej. Tak jest w ustabilizowanych demokracjach, tak powinno być też w Polsce - dodaje Bojarski.