Słynne wpadki polityków

Jeśli ktoś nieustannie pozostaje w świetle reflektorów, to łatwo o sytuację, kiedy jego prywatna opinia wymknie się do sfery publicznej. BBC News na swoich stronach internetowych prezentuje niektóre z wpadek polityków.

Większość omyłek polityków jest jedynie przedmiotem żartów i nie ma poważnych konsekwencji. Można tu wspomnieć o ostatnim faux pas premiera Kaczyńskiego, który dopiero po chwili zorientował się, że pocałowanie ręki ministra Sikorskiego może zostać odebrane inaczej niż podobny gest wobec pani minister Fotygi.

Są jednak pomyłki i nierozważne stwierdzenia, które mają daleko idące konsekwencje polityczne. Tak było w przypadku premiera Węgier, który stwierdził, że jego rząd "kłamał od rana do wieczora". Na ujawnionym przez media nagraniu Ferenc Guyrcsany mówi, że aby wygrać kwietniowe wybory i utrzymać się przy władzy, jego socjalistyczny rząd kłamał na temat stanu gospodarki i państwa.

Portal BBC przypomniał inne wystąpienia, których autorzy bądź żałowali później swoich słów, bądź musieli zmierzyć się z ich skutkami.

W 2002 roku lider amerykańskiej Partii Republikańskiej musiał ustąpić po niezbyt fortunnym stwierdzeniu, że w USA żyłoby się lepiej, gdyby w 1948 roku w wyborach prezydenckich wygrał kandydat głoszący idee segregacji rasowej.

Swoją "wiedzą" na temat ortografii wykazał się wiceprezydent USA Dan Quayle, który sprawował urząd za kadencji George'a Busha - ojca obecnego prezydenta. Podczas konkursu w literowaniu wyrazów zdarzyło mu się poprawić dziecko, które literowało słowo "potato" (ziemniak) dodając literę "e" na końcu. Inne wypowiedzi wiceprezydenta Quayle'a jak żywo przypominają słynne już "buszyzmy" - Quayle potrafił opisać międzynarodową rolę USA mówiąc: "Mamy ważne zobowiązania wobec NATO. Jesteśmy częścią NATO. Mamy ważne zobowiązania wobec Europy. Jesteśmy częścią Europy".

Warto wspomnieć, że także polski premier miewa problemy z ortografią, co odkrył niedawno "Super Express". Premier Kaczyński w jednej z restauracji zostawił pamiątkowy wpis w księdze gości. Zdarzyła mu się jednak wpadka. Zamiast "obiad" napisał "obiat"

Sensacyjnie brzmiała wypowiedź prezydenta Reagana, który rozgrzewając się przed jednym z wystąpień radiowych powiedział: "Moi drodzy Amerykanie! Mam przyjemność ogłosić, że podpisałem dzisiaj ustawę, która wyjmuje spod prawa Rosję. Na zawsze! Zaczynamy bombardowanie za 5 minut". Prezydent nie wiedział, że mikrofon był włączony. Oświadczenie przeniknęło do prasy i zrobiło międzynarodową furorę.

Dzięki włączonemu mikrofonowi dość często media uzyskują zaskakujące, a czasem odważne, czy niepoprawne politycznie oświadczenia. Ostatnio, dopiero po kilku minutach rozmowy z amerykańskim prezydentem, brytyjski premier Tony Blair zorientował się, że ich rozmowa wcale nie jest prywatna. George W. Bush używał w tej rozmowie dość swobodnego języka. Powitał brytyjskiego premiera słowami "Elo, Blair" ("Yo, Blair"), po czym zaczął go przekonywać, że trzeba zadziałać zdecydowanie, by "Hezbollah skończył z tym gównem". Bushowi chodziło o przerwanie ataków rakietowych organizacji na Izrael.

Przykładem polityka, którego często ponoszą emocje jest włoski premier Silvio Berlusconi. W czasie kłótni z członkiem Parlamentu Europejskiego wywodzącym się z Niemiec powiedział: "Wiem, że we Włoszech ktoś kręci teraz film o nazistowskich obozach koncentracyjnych. Polecę cię do roli kapo - byłbyś doskonały".

Na polskim podwórku też nie trzeba daleko szukać. Furorę (w negatywnym tego słowa znaczeniu) wśród warszawskich rowerzystów zrobiły słowa rzecznika prasowego Zarządu Dróg Miejskich sprzed kilku lat, który powiedział: "Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerami jeździć". Nie sposób też nie przypomnieć słynnych dwóch słów prezydenta Kaczyńskiego, które potem, drukowane na opaskach, stały się symbolem pewnej, nie tylko politycznej, postawy. Stwierdzenie "Spieprzaj dziadu" szybko weszło do codziennego języka.