Komisja Europejska zepchnięta do defensywy w sprawie opóźnień w rozszerzaniu strefy Schengen (czyli obszaru pozbawionego kontroli na granicach) w piątek przeszła do kontrataku. Na niespełna tydzień przed spotkaniem unijnych szefów MSW w fińskim Tampere, gdzie temat Schengen wywoła zapewne awanturę, Komisja przekonuje, że winne opóźnieniu są też państwa członkowskie UE.
- Po pierwsze, nie zostały jeszcze przyjęte odpowiednie podstawy prawne dla nowej strefy. Legislacja utknęła między Parlamentem Europejskim a Radą UE [czyli właśnie przedstawicielami rządów] - wyjaśnia "Gazecie" Jonathan Faull, dyrektor generalny komisji ds. spraw wewnętrznych.
- Rządy mają też kłopoty z uruchomieniem narodowych końcówek systemu informatycznego SIS II niezbędnego do rozszerzenia strefy - twierdzi Faull. Część winy spada też na Francję, która - zdaniem Faulla - spóźniła się z budową budynków dla centrali informatycznej SIS II.
Centrala powstaje w Strasburgu z 17-tygodniowym poślizgiem. - Opóźnienie miało miejsce zarówno w nowych, jak i starych państwach członkowskich. Nikt nie wie, kiedy zapadnie ostateczna decyzja o zniesieniu kontroli granicznych - konkludował Faull.
Inni eksperci Komisji w rozmowach z dziennikarzami nie ukrywali wczoraj rozgoryczenia tym, że nowe państwa UE tak mocno atakują Komisję. - Kiedy pracowaliśmy nad propozycją nowych terminów [przewidujących rozszerzenie Schengen w 2008 r.], żaden z ekspertów, także polskich, nie twierdził, że można to zrobić szybciej - tłumaczył jeden z naszych rozmówców. - Chciałbym zapytać polski rząd, ile z ponad 20 przetargów związanych z wdrożeniem strefy Schengen w Polsce zostało już zakończonych. I ile kontraktów podpisano - pytał.
Komisja ostrzega, że jeśli do końca roku Polska nie prześle do Brukseli faktur za faktycznie wykonane prace związane z Schengen, to za wejście do strefy będzie musiała zapłacić sama. Bo wraz z końcem 2006 r. przestaje istnieć specjalny fundusz na ten cel.