Po zakończeniu niedzielnego koncertu i odebraniu od Lecha Wałęsy Złotego Słowika za całokształt twórczości, angielski muzyk zaapelował o poszanowanie w Polsce praw człowieka.
- Jestem tylko zwykłym dostarczycielem rozrywki mającym nadzieję, że na czas mojego koncertu ludzie zapomną o kłopotach. Ale jestem też gejem. I słyszałem o aktach przemocy spotykających gejów w Polsce. Zostawcie gejów w spokoju. Oni nie chcą nikomu szkodzić. Im chodzi tylko o miłość - prosił artysta, który zarazem dodał: - Na świecie jest tyle przemocy i problemów, którymi można się zająć, więc zostawcie nas i pozwólcie nam żyć, jak chcemy.
Mimo iż słów muzyka nikt nie przetłumaczył, publiczność i tak zgotowała mu owację na stojąco.
Entuzjazmu sopockiego tłumu poseł Wierzejski nie podzielił. Na łamach swojego bloga przedstawił czytelnikom swój punkt widzenia czyli jak sam zauważył, "powiedział co myśli".
Wiceprezes LPR nie ukrywa, że ceni Eltona Johna jako artystę, ale uważa go za człowieka głęboko nieszczęsliwego. Według niego, każdy normalny mężczyzna zna prawdziwą receptę na szczęście, która ogranicza się do bycia dobrym i wiernym mężem, posiadania kochającej i wyrozumiałej żony oraz dobrych i kochanych dzieci.
- Szczęście jest w realizacji powołania rodzinnego i ojcowskiego (względnie matczynego) - napisał Wierzejski.
Na czym ma polegać wyrozumiałość żony przy zaakcentowanej mężowskiej wierności? Tego poseł nie wyjaśnił.
Opinię o panującej w naszym kraju nietolerancji nazwał Wierzejski "kłamliwą propagandą", która "niesie się po świecie, że tu biją pederastów, że tu antysemici, że tu faszyści". Jak zauważył poseł, homoseksualistom w Polsce jest tak dobrze jak nigdzie na świecie. To właśnie tutaj "robią kariery, startują na posłów i biorą grubą kasę od Unii na walkę z urojoną >>dyskryminacją<<".
Apel Eltona Johna wprawił Wierzejskiego w minorowy nastrój, co poseł dobitnie podkreślił na koniec stwierdzając, że mało się nie popłakał nad losem "uciśnionych".