Górniczy związkowcy przeciw sprzedaży kopalń

Burza w górnictwie! Węglokoks, największy w kraju eksporter węgla, chce kupić od Kompanii Węglowej trzy najlepsze kopalnie: Knurów, Szczygłowice i Sośnicę-Makoszowy. Związkowcy protestują. - Nigdy się na to nie zgodzimy - mówią.

Po raz pierwszy w historii górnictwa miałaby to być transakcja gotówkowa. Wcześniej dwie kopalnie przejął Południowy Koncern Energetyczny, za każdym razem w zamian za część udziałów Kompanii w spółce tworzonej na bazie przejmowanej kopalni.

Koncepcja sprzedaży kopalń pojawiła się w związku z rządowym programem restrukturyzacji górnictwa, który zakłada, że do końca tego roku Kompania Węglowa SA, największa górnicza firma w Europie, w formie dokapitalizowania otrzyma akcje Węglokoksu o wartości 400 mln zł. Pieniądze te są potrzebne Kompanii, by mogła spłacić stare długi (ok. 3 mld zł) odziedziczone jeszcze po pięciu spółkach węglowych. Na przekazanie koncernowi akcji Węglokoksu nie chce się jednak zgodzić Paweł Poncyljusz, wiceminister gospodarki. Jego zdaniem taka operacja osłabi obie firmy.

Resort forsuje więc nowy pomysł pomocy dla KW SA: Węglokoks ma kupić kilka kopalń należących do Kompanii i w ten sposób wzmocnić górniczy koncern. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Węglokoks wstępnie wytypował już trzy kopalnie, którymi jest zainteresowany. To Knurów, Szczygłowice i Sośnica-Makoszowy, a więc jedne z najlepszych w Kompanii Węglowej SA (spółka zrzesza 17 kopalń).

Ale o tym pomyśle nie chcą nawet słyszeć związkowcy. Ich zdaniem zagroziłoby to istnieniu Kompanii Węglowej, która zatrudnia 70 tys. osób. Bez swoich trzech okrętów flagowych spółka nie poradziłaby sobie na rynku. - To jakaś szalona koncepcja, na którą nigdy się nie zgodzimy - denerwuje się Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce. - Kiedyś broniliśmy kopalń przed wzajemną konkurencją, a teraz znów wracamy do tego pomysłu. W każdym szaleństwie musi być jakaś metoda, a tu jej nie ma. Fatalny, naprawdę fatalny pomysł - dodaje Czerkawski.

Podobnie myśli Jarosław Grzesik, wiceszef górniczej "Solidarności": - Jedna górnicza firma konkurowałaby z drugą i do tego w sytuacji, gdy obie należą przecież do tego samego właściciela, czyli skarbu państwa. Po to zlikwidowano spółki węglowe i utworzono Kompanię Węglową, żeby wyeliminować to zjawisko, a teraz się do tego wraca. Przypomina mi to leczenie poważnej choroby tabletkami od bólu głowy - argumentuje Grzesik.

Związkowcy zapowiadają, że kopalń będą bronić do końca. Nie wykluczają nawet strajku w górnictwie. - To dla Kompanii sprawa życia lub śmierci - mówią.

Przedstawiciele Węglokoksu nie chcą rozmawiać o kupnie kopalń od KW SA, argumentując, że nie ma jeszcze nowej strategii dla górnictwa na lata 2007-2015. Dokument, który przygotowywany jest właśnie w resorcie gospodarki, ma zezwolić na tę transakcję.

Jerzy Galemba, rzecznik Węglokoksu, potwierdza jedynie, że Rada Nadzorcza nakazała zarządowi dokładne przeanalizowanie sytuacji 17 kopalń należących Kompanii Węglowej. - Zawsze ci, którzy sprzedają węgiel, mają swoje zaplecze produkcyjne. Tak jest na całym świecie - mówi Galemba.

Pomysł połączenia Węglokoksu z kilkoma kopalniami pojawił się już w 2003 r., gdy konsolidowano branżę i z pięciu spółek węglowych utworzono Kompanię Węglową. Wtedy jednak trafił do kosza.

Przedstawiciele Kompanii Węglowej nie chcą komentować zamiarów Ministerstwa Gospodarki, choć nikt nie ma tu wątpliwości, że to osłabiłoby spółkę. - Ktoś zapomniał chyba, że niedawno Kompania zainwestowała w te kopalnie potężne pieniądze. Na przygotowanie nowych ścian wydobywczych w kopalni Szczygłowicach poszły miliony złotych - mówi jeden z pracowników KW SA.