Leki czy "suplementy diety"? Uważaj co bierzesz

Prawie każdy może znaleźć je w swoim domu. Suplementy diety - to w założeniu produkty, które mają pomagać lepiej i zdrowiej się odżywiać. Niestety z ich jakością i składem bywa bardzo różnie. Często - co bardzo niebezpieczne - pod nazwą suplement diety, sprzedawane są leki.

Dostać je można właściwie wszędzie - nawet na bazarze. W ich sprzedaży nie ma żadnych ograniczeń. Teoretycznie to witaminy, różne zioła i odżywki. Problem polega na tym, że niektórzy producenci wyczuli interes i leki sprzedają jako suplemnty diety - przekonuje prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych Lech Borkowski. Co więcej, jego zdaniem często w produktach zarejestrowanych jako suplement diety, dawka substancji czynnej jest większa niż dopuszczona w lekach.

Rutinoscorbin Plus Junior i Valerin Mite

Najlepszym przykładem, dodaje Borkowski, może być popularny Rutinoscorbin - lek bez recepty. Ale już Rutinoscorbin Plus Junior, który ma bardzo podobny skład - występuje jako suplement diety. Podobnie jest np. z lekiem na uspokojenie Valerin Forte. Ten sam producent sprzedaje także Valerin Mite o bardzo podobnych właściwościach i zbliżonym składzie. W przypadku tego pierwszego producent (chociażby na stronie internetowej) pisze, że przed użyciem trzeba przeczytać ulotkę, bądź skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą. W przypadku tego drugiego takiej uwagi brak, bo pozwala na to prawo - dodaje Borkowski.

Co więcej - prawo zezwala także na reklamowanie suplementów diety bez żadnych ograniczeń. Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. Nie trzeba informować o ulotce, farmaceucie itd, w reklamie może występować także lekarz, który będzie zachwalał dany środek. Gdyby to był lek o tym samym składzie, nie mógłby tego robić.

Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska oburza się, że na opakowaniach suplementów diety można napisać wszystko: "Bardzo często na opakowaniach suplementów pojawiają się najprzedziwniejsze określenia, np. że to jest bardzo zalecane dla osób chorych na nowotwór. To po prostu jest bez komentarza. Należy zapytać czy ktoś nad tą sytuacją w ogóle panuje?."

Jak duże to zjawisko w Polsce?

Tego nie wie nikt. Prezes Krajowej Rady Suplementów i Odżywek, Katarzyna Wójcicka przyznaje, że na rynku pojawiło się sporo nieuczciwych producentów, którzy wprowadzają na rynek co tylko chcą. "Wiele suplementów na rynku w ogóle nawet nie jest zgłoszonych do Głównego Inspektora Sanitarnego. Część z nich jest sprzedawana przez firmy internetowe - jeśli przychodzą z zagranicy, to nie kontroluje ich nikt. Ani urząd celny, ani żadna inspekcja sanitarna - nikt! Tam może być wszystko! - denerwuje się Wójcicka.

W sprawie suplementów diety, przepisy są bardzo liberalne. Jak można przeczytać na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Sanitarnego: "Przedsiębiorca wprowadzający po raz pierwszy do obrotu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej środki spożywcze określone w art. 18 ustawy o warunkach zdrowotnych żywności i żywienia, ma obowiązek powiadomić o tym Głównego Inspektora Sanitarnego." Tutaj najważniejsze jest słowo "powiadomić". To ono powoduje, że na rynek można wprowadzić wszystko. Nawet leki produkowane w piwnicy czy na strychu - dodaje prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska Irena Rej. Co więcej, niektórzy producenci sprzedają suplementy diety wcześniej ich nie zgłaszając.

Sprawą zajął się już sejm i komisja zdrowia. Do rządowej ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, komisja wniosła poprawkę, która przewiduje, że Główny Inspektorat Sanitarny, w razie wątpliwości czy coś jest lekiem czy nie, może o opinię poprosić Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Ten zapis nie podoba się Krajowej Radzie Suplementów i Odżywek. Jej prezes Katarzyna Wójcicka twierdzi, że suplementy diety powinny być kontrolowane przez Instytut Żywienia i Żywności, bądź jakikolwiek inny instytut, który się tym zajmuje. "W żadnym razie suplementami diety nie powinien zajmować się URPL,WMiPB." - dodaje Wójcicka.

Z kolei prezes tego urzędu, Lech Borkowski argumentuje, że Główny Inspektor Sanitarny będzie mógł zasięgać opinii, jeżeli będzie miał wątpliwości. Tylko my potrafimy właściwie określić co naprawdę jest lekiem, a co nie - argumentuje Borkowski.

Ale na razie, póki nie ma żadnych zmian w prawie, a Główny Inspektor Sanitarny niewiele w sprawie suplementów diety może zrobić, sami musimy uważać na to, co kupujemy.

Czy stosujesz ''suplementy diety''?