Milczeli o żółtaczce od kwietnia

Ordynator stacji dializ w Ostrowie Wielkopolskim kilka miesięcy ukrywał przed pacjentami, że są zakażeni najgroźniejszą odmianą zapalenia wątroby. Pierwsze zakażenia ujawniono już w kwietniu i w maju

Przypomnijmy, że pacjenci dopiero w lipcu dowiedzieli się, że są chorzy.

Wrocławskie laboratorium należące do krakowskiej spółki Diagnostyka na zlecenie stacji dializ w Ostrowie firmy Euromedic regularnie badało krew jej pacjentów. W kwietniu w jednej z próbek ujawniono wirusa zapalenia wątroby typu C. W maju to samo laboratorium ujawniło kolejny taki przypadek, w czerwcu kilka następnych. - Mieli obowiązek mnie powiadomić, wtedy od razu zaczęlibyśmy leczenie i dochodzenie epidemiologiczne - mówi dyrektor Powiatowej Stacji Sanepidu w Ostrowie Wielkopolskim Andrzej Biliński.

Ale firma Diagnostyka powiadomiła tylko dyrektora stacji dializ w Ostrowie Stanisława Trzepacza. Ten zaś nie zawiadomił nikogo: ani sanepidu, ani zakażonych pacjentów. Nie udało nam się wczoraj z nim skontaktować. - Nie wiem, dlaczego nie zawiadomił. To wyjaśni śledztwo prokuratorskie. Dyrektor został zwolniony - mówi rzeczniczka Euromedic Anna Hahn-Leśniewska.

Pod koniec czerwca próbki zakażonej krwi trafiły do laboratorium w klinice chorób zakaźnych wrocławskiej Akademii Medycznej (w tej samej klinice zakażeni są teraz leczeni). Potwierdziło ono wyniki badań laboratorium Diagnostyka. - Również oni powinni byli mnie powiadomić - mówi dyrektor Biliński. - Nie zrobili tego. Choć ich mniej bym winił, bo ich wyniki nie miały już wpływu na rozwój epidemii.

- Przepis mówi, że po wykryciu choroby zakaźnej laboratorium ma 24 godziny na powiadomienie sanepidu - mówi dr Janusz Zięba z Powiatowej Stacji Sanepidu we Wrocławiu. - Tymczasem informację dostaliśmy dopiero dziesięć dni temu, kiedy w mediach było już głośno o zakażeniach. Od razu weszliśmy tam na kontrolę. Ukaraliśmy ich mandatem i zawiadomiliśmy prokuraturę. Tłumaczą się, że skoro zawiadomili stację dializ, to nic więcej nie musieli robić.

Dziś zacznie się kolejna kontrola we wrocławskim laboratorium Diagnostyka. Na zlecenie wojewody będzie ją przeprowadzał wojewódzki konsultant ds. diagnostyki dr Jacek Majda.

W sprawie skandalu w Ostrowie toczą się więc dwa śledztwa. Wrocławskie - dotyczące laboratoriów - i prokuratury w Kaliszu - wyjaśnia przyczyny zakażeń i powód milczenia dyrekcji stacji dializ.

W sobotę wyniki dochodzenia zaprezentował ostrowski sanepid. Potwierdził, że główną przyczyną epidemii wirusowego zapalenia wątroby typu C w stacji dializ w Ostrowie Wielkopolskim było wielokrotne stosowanie sprzętu jednorazowego. - Mimo że nie było tam braków w zaopatrzeniu - stwierdził powiatowy inspektor sanitarny Andrzej Biliński. - Do zakażenia 48 pacjentów doszło przez bałagan, nieprzestrzeganie zasad sanitarno-epidemiologicznych i higienicznych oraz niechlujstwa personelu - dodał główny inspektor sanitarny kraju wiceminister zdrowia Andrzej Wojtyła.

Źródłem zakażenia był jonometr (urządzenie do badania poziomu elektrolitów), w którym nie wymieniano tzw. rurek kapilarnych, tylko płukano je w wodzie. W ten sposób pacjentom wstrzykiwano zakażoną krew. Jedna rurka kosztuje jeden grosz. Podczas wykonania 3375 dializ zużyto zaledwie 600 rurek, mimo że po każdym badaniu pacjenta wymiana rurki na nową jest obowiązkowa. Wojtyła zarządził kontrole we wszystkich stacjach i oddziałach dializ w kraju.

Wszyscy zakażeni będą leczeni na koszt firmy Euromedic, właściciela stacji dializ w Ostrowie. Koszty terapii wiceminister zdrowia Andrzej Wojtyła oszacował na blisko 1,7 mln zł.