Chińczycy mają Chinatown, Polacy mają sieć. - To system powiązań między Polakami za granicą. Jest ogromny. W Londynie na przykład, choć nie są skupieni w jednym miejscu jak Chińczycy, to łączą ich polskie kościoły, dyskoteki, sklepy - mówi Michał Garapich, antropolog społeczny, który na University of Surrey prowadzi badania nad nową polską emigracją.
Ryneczek dzielnicy Hunslow w Londynie. W pubach polskie piwo, w witrynach sklepowych obok ogłoszeń o pracy reklamy: "najlepsze polskie wędliny", "domowe pierogi". Sklepy prowadzą Hindusi, Anglicy, Polacy. Podobnie na Hammersmith - to dzielnica, w której mieszka szczególnie wielu Polaków. W samym Londynie powstało już 50 sklepów z polskimi specjałami.
- Polacy są już w całym mieście, a polskie produkty w niemal każdym sklepie na rogu - zaznacza Magdalena Harvey, właścicielka i dyrektor największej polskiej hurtowni w Londynie. - Zaczynaliśmy w 1999 r. bardzo skromnie. Od trzech lat nasze obroty rosną o 100 proc. rocznie. Dziś obsługujemy 400 sklepów i dwie duże sieci handlowe, sprzedajemy 2 tys. polskich produktów - zaznacza. Ocenia, że konkurencyjnych hurtowni o podobnym profilu powstało prawie 20.
Obroty polskich hurtowni za granicą rosną lawinowo, bo polskie firmy jadą ze swoimi wyrobami za Polakami. W "Gazecie" pisaliśmy już, że w ślad za rodakami wyjeżdżającymi za pracą na Wyspy czy do Hiszpanii idą polskie browary. Najwięcej za granicą sprzedaje Grupa Żywiec, kampanię wśród emigracji robi Lech. Do walki o gardła emigrantów szykują się też polskie Polmosy.
Ale wyjeżdżający za pracą rodacy chcą także zagryzać naszymi pulpetami, bigosem i gołąbkami. - W 2005 r. eksport do Wielkiej Brytanii zwiększyliśmy trzykrotnie. Mamy też zapytania z Irlandii - mówi prezes firmy spożywczej Stoczek Włodzimierz Parzydło. Już 10 proc. swojej produkcji Stoczek sprzedaje na eksport. Nawet majonez kielecki pojechał za kielczanami do Grecji.
Sprzedaje się zresztą nie tylko żywność. Dla największego polskiego sklepu internetowego Merlin.pl polska emigracja to dodatkowy ważny rynek. Firma prognozuje, że w tym roku sprzeda do Wielkiej Brytanii towary za około 600 tys. zł, a dane za ostatnie miesiące pokazują, że eksport na Wyspy wzrósł o ponad 100 proc.
Ekonomiści przyznają, że zjawisko "emigracji produktów" nie jest nowe. - Na świecie takich przypadków było sporo. Stąd w miastach zachodniej Europy tyle egzotycznej kuchni i sklepów. W Polsce jednak takiego exodusu jeszcze nie przeżywaliśmy - przyznaje wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową Bohdan Wyżnikiewicz. - Trzeba zaznaczyć, że polscy przedsiębiorcy szybko zorientowali się, że jest interes do zrobienia. Wykorzystują otwarty rynek i napędzają eksport. Jak duże są obroty? Bardzo trudno oszacować.
Polskie firmy tworzą też marki specjalnie dla Polonii. - Powołaliśmy markę Polish Specialities, pod którą sprzedajemy 150 produktów: wędliny, ogórki kwaszone, szlagierem są pierogi. Choć podobne robią Niemcy, Holendrzy i Anglicy, to smak polskich kabanosów trudno zastąpić. Dlatego obroty rosną nam lawinowo - przyznaje Magdalena Harvey.
Polskie produkty wcale nie są tańsze od miejscowych. Tyskie, Żywiec czy Lech na półce angielskiego sklepu kosztuje około dwóch funtów, tyle samo co angielskie. Dlaczego dobrze się sprzedaje? Michał Garapich: - Polskie produkty kojarzą się z ojczyzną. To nie tylko ziemia i krajobraz, ale też przyzwyczajenia związane na przykład z jedzeniem. Polskie sklepy mają też znajomy, swojski wystrój.
Faktycznie - na witrynach sklepów hasła o "wędlinach dobrych jak za Gierka", a w środku obok majonezu kieleckiego stoją dewocjonalia.
Bohdan Wyżnikiewicz zaznacza, że w pierwszych latach szybkiej emigracji najbardziej rozwijał się handel. - Teraz czas na usługi. Za granicą działają już nasi prawnicy, księgowi, biura podróży. Wiem, że w Atenach działa największa polska szkoła za granicą. Takich miejsc będzie coraz więcej.
Coraz więcej Polaków za granicą ma już ustaloną pozycję. Myślą więc o rozrywce, kulturze. Dlatego dobrze się mają polonijne media - w Wielkiej Brytanii wychodzi kilkanaście polskich gazet, jest kilka stacji radiowych, których właścicielami są Polacy.
Ale trzeba pamiętać, że polski rynek za granicą stanie się też atrakcyjny dla lokalnych przedsiębiorstw. I konkurencja będzie większa. Angielskie media już doceniły siłę polskiej emigracji (szacunki mówią, że na Wyspach jest co najmniej pół miliona emigrantów z Polski). Przed miesiącem jeden z najpoczytniejszych brytyjskich dzienników "The Guardian" wydał specjalną wkładkę o Polakach w Anglii. Na 32 stronach znalazła się część po angielsku (tłumacząca ważną rolę emigrantów z Polski w gospodarce) i po polsku (tu m.in. znalazły się odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania przez Polaków pytania dotyczące życia na Wyspach).
Jeden z tekstów we wkładce "Guardiana" pokazywał, jak Brytyjczycy polubili nasze produkty i usługi. Michał Garapich przyznaje, że polskie jedzenie staje się modne. - Polacy kupują Żywca i soki Kubuś i zarażają tym Brytyjczyków. Jeszcze niedawno polska kuchnia była na Wyspach nieznana, teraz jest już sporo polskich restauracji - podkreśla.
Restaurację z tylko polską kuchnią zdecydowała się otworzyć w Londynie m.in. właścicielka Polish Specialities. - Ponad połowa gości to Anglicy - ocenia.
Teddy, właściciel pubu Ruse nieopodal londyńskiej Tate Gallery, mówił nam, że swój drugi pub chce przerobić na miejsce specjalnie dla Polaków. - Ten pub już działa, ale nie ma dobrej opinii - przyznał. Teddy jednak liczy na to, że to się zmieni, kiedy przy polskim piwie usiądą Polacy.