W pogoni za fotografiami

Erwin Schenkelbach zaczął poszukiwania fotografii wykonanych przez jego ojca Bertolda, wybitnego przedwojennego artysty. Z tysięcy zdjęć zachowało się zaledwie kilka oryginalnych prac.

- To jak odkrywanie Pompei. W czasie wojny zaginął niemal cały dorobek artystyczny mojego ojca - mówi Erwin Schenkelbach, też wybitny fotografik, obecnie mieszkający w Izraelu. Jego rodziców zamordowali hitlerowcy. - Nie miałem sentymentu do przeszłości. Nie istniała dla mnie. To był rodzaj hibernacji - mówi.

Wszystko zaczęło się przez splot przypadków. Gdy w 1992 r. Erwin, po 30 latach nieobecności w Polsce, przyjechał do Krakowa z wystawą swoich zdjęć, spotkał przypadkowo konserwatora starych fotografii, który obiecał odszukać ślady twórczości jego ojca. Dotrzymał słowa - przesłał informację, że Bertolda Schenkelbacha wymienia w fundamentalnym dziele "Dzieje polskiej fotografii 1839-1939" Ignacy Płażewski.

- Wzruszyłem się. Nie wiedziałem, że mój ojciec był tak wybitnym fotografem - wspomina Erwin.

Dla twórczości Bertolda Schenkelbacha przełomowy był rok 1926, gdy w konkursie Polskiego Przemysłu Fotograficznego w Poznaniu zdobył drugą nagrodę. Sukces zachęcił go do dalszych prac. Był samoukiem. Z wykształcenia inżynier, studiował budowę mostów we Włoszech, jednak z powodu choroby przerwał naukę i wrócił do Drohobycza. Interesował się malarstwem i fotografią. Wysyłał swoje prace na konkursy i wystawy salonów sztuki. Po jednym, organizowanym przez Polskie Towarzystwo Miłośników Fotografii, tak pisano o jego fotografii: "Daje pojęcie o dużej rozpiętości talentu autora wystawy. Trzeba też powiedzieć, że to, co nam twórca tu pokazał, jest zdobyte ciężką i wytrwałą pracą, prowadzoną w samotności, z dala od ośrodków nurtu artystycznego".

Bertold wspinał się w Karpatach, był zafascynowany Hucułami i huculszczyzną. Często opuszczał dom na parę miesięcy i z aparatem fotograficznym wędrował po górach. Pracownia zajmowała część mieszkania. Wykonywał portrety, pocztówki, perfekcyjnie opanował szlachetne techniki fotograficzne: bromolej, gumę, przetłoki.

- W domu była olbrzymia ilość zdjęć, stosy odbitek, katalogi wystaw i zdobyte medale, tysiące oprawionych pism fotograficznych - wspomina Erwin Schenkelbach. - Dla mojego ojca to nie był tylko zawód. To było nawet więcej niż sztuka. To była prawdziwa namiętność.

Najważniejsze prace Bertolda Schenkelbacha powstały w latach 1927-38. Po wybuchu wojny musiał walczyć o byt, zarzucił działalność artystyczną, pracował jako fotoreporter. Wypędzani z kolejnych mieszkań - przez Rosjan, Niemców, tracili dobytek. Rozproszeniu uległy także fotografie.

Dziesięć zdjęć odnalazł w Nowym Jorku wśród rodzinnych pamiątek. Okazało się, że ojciec wysyłał wykonane przez siebie zdjęcia jako pocztówki. Trzy pocztówki wydane na podstawie fotografii Bertolda Schenkelbacha odnaleziono w zbiorach Muzeum Historii Fotografii.

Dla fotografa utrata zdjęć to powtórna śmierć. Odnalezienie fotografii przywraca go do życia. Erwin postanowił odnaleźć prace ojca. Jego marzeniem jest wystawa trzech generacji Schenkelbachów: Bertolda, Erwina i Nimroda - swojego syna, który studiuje architekturę, też fotografa.

W poszukiwaniach wsparła go redakcja krakowskiego pisma "Biuletyn Fotograficzny" i Muzeum Historii Fotografii w Krakowie. Postanowiono wspólnie wystąpić z apelem do instytucji i osób prywatnych w Polsce i na świecie o pomoc w odnalezieniu fotografii. "Celem przedsięwzięcia jest stworzenie monografii i wystawy zachowanych fotografii i wydobycie dorobku artysty z mroku zapomnienia spowodowanego wydarzeniami wojennymi. Bertold Schenkelbach zginął wraz z rodziną w 1942 roku w obozie śmierci w Bełżcu. Jego dorobek został zniszczony lub rozproszony i może znajdować się w różnych instytucjach i w rękach prywatnych w Polsce i za granicą" - piszą autorzy apelu.

- Jednak rozpoznanie tych zdjęć nie będzie łatwe - twierdzi Małgorzata Kanikuła z MHF. - W tamtych czasach pocztówki często nie były podpisywane nazwiskiem fotografa. Trzeba będzie opierać się na domniemaniach popartych wiedzą o stylu i estetyce prac. Wskazówką będzie na pewno tematyka - Drohobycz czy Huculszczyzna.

- Ojciec był estetą. Nie oznaczał swoich fotografii pieczątką, uważał, że jest to nieeleganckie. Prace sygnował, wytłaczając swój podpis. Nigdy też nie ząbkował krawędzi zdjęć - dodaje Erwin Schenkelbach.

Informacje na temat fotografii Bertolda Schenkelbacha prosimy kierować na adres mailowy: MACROBUTTON HtmlResAnchor malgorzata.kanikula@mhf.krakow.pl