- Sprawca, który używa takiego podstępu i doprowadza swoją ofiarę do stanu, w którym nie jest ona w stanie sama podejmować decyzji, zasługuje na szczególne potępienie - tak sędzia Artur Adamiec uzasadnił karę pięciu lat więzienia dla 37-letniego Sławomira Z. Wyrok zapadł w poniedziałek, jest nieprawomocny.
19-letnia Katarzyna T. ze Skarżyska niemal nie straciła życia. 6 lutego 2005 r. policjanci znaleźli ją nieprzytomną na łące. Nie miała na sobie kompletnego ubrania, spodnie były założone na lewą stronę. Ręce miała ciężko odmrożone. Przed amputacją uratowali ją lekarze w warszawskim szpitalu. Tam też okazało się, że została zgwałcona. Ofiara nie pamiętała, co się z nią działo.
Kielecki sąd przyjął ustalenia prokuratury, że sprawca odurzył kobietę tzw. pigułką gwałtu. - Osoby będące pod działaniem takich środków stają się bezwolne, całkowicie poddają się poleceniom sprawcy. Środki te mogą też powodować amnezję, która utrudnia potem rozpoznanie sprawcy - napisała powołana w sprawie biegła, profesor toksykologii.
To, że Katarzyna T. była pod działaniem takiego środka, przyjęto na podstawie opisu jej stanu zdrowia i jej relacji. W szpitalu nie przeprowadzono badań pod tym kątem, bo nie było takich podejrzeń. Lekarze zeznali jednak, że z dziewczyną nie było żadnego kontaktu i że nie wyczuwali od niej zapachu alkoholu.
Według ustaleń sądu w dniu przestępstwa Katarzyna T. spotkała Sławomira Z. Chciał, żeby się z nim napiła. Odmówiła, wypiła tylko sok, którym ją poczęstował. Poszła na przystanek, ale Z. szedł za nią. Wtedy - jak twierdzi - zaczęło się dziać z nią coś dziwnego. Była "obojętna, rozmarzona i posłuszna poleceniom". Z. poczęstował ją sokiem raz jeszcze i zaproponował, aby poszła z nim do mieszkania. Tak się stało. Katarzyna T. podkreśla, że nie była w pełni świadoma, co robi, bo nigdy nie zgodziłaby się pójść z Z. gdziekolwiek. Nie pamięta, co działo się później. Dziwne zachowanie zauważył jej chłopak, który kilka godzin potem zadzwonił do niej na komórkę. Twierdziła, że dwóch mężczyzn nie chce jej wypuścić z mieszkania. Mówiła niewyraźnie, sepleniła.
Sławomir Z. nie przyznawał się do winy. Przed sądem próbował wykazać, że dziewczyna była pijana i gdy wyszła od niego z domu, mogła wziąć narkotyki - dlatego nic nie pamięta. Badania biologiczne wykazały jednak, że był jednym ze sprawców gwałtu na dziewczynie (drugiego nie ustalono).
To pierwszy przypadek w Świętokrzyskiem, gdy przed sądem stanął gwałciciel oskarżony o podanie ofierze "pigułki gwałtu". - To także jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza tego typu sprawa w kraju, gdy udało się udowodnić takie działanie sprawcy - mówi Krzysztof Skorek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.
Policjanci szacują natomiast, że takich przypadków jest dużo więcej, ale trudno znaleźć dowody.
- Zgwałcone dziewczyny nie pamiętają szczegółów zdarzenia i nie są w stanie opisać sprawców. Ponadto środek jest wypłukiwany w ciągu kilku godzin z organizmu, więc bardzo trudno udowodnić, że użyto takiego podstępu - tłumaczy Krzysztof Skorek. Zwykle "pigułki gwałtu" wrzucane są podstępem do napojów, substancja ta nie ma barwy, smaku ani zapachu.
- Sprawcy takich przestępstw działają właśnie z przeświadczeniem całkowitej bezkarności, wierząc, że to nigdy nie zostanie wykryte - podkreślił sędzia Artur Adamiec.