Muzycy sekstetu Krzysztofa Komedy w pochodzie inaugurującym festiwal ponieśli trumnę, dokonując symbolicznego pogrzebu starych szlagierów. W ciągu 50 lat, które dzielą nas od owych siedmiu dni sierpniowych, sopocki festiwal obrósł legendami. Złoty jubileusz to okazja do ich zweryfikowania.
W poświęconym festiwalowi numerze magazynu "Jazz Forum" (z reprintem programu) Jerzy "Duduś" Matuszkiewicz wspomina: "Pewnego sierpniowego dnia roku 1956 ulica Bohaterów Monte Cassino w Sopocie zapełniła się tłumem młodzieży z instrumentami dętymi i perkusyjnymi, a w powietrzu rozległy się dźwięki muzyki nowoorleańskiej". Jazz miał być zaworem bezpieczeństwa, stworzyć pozory demokracji w muzyce rozrywkowej. Przeliczono się. Tysięczne tłumy, parada jazzmanów - to była demonstracja niechęci do muzyki emitowanej przez oficjalne radio i apoteoza wolności. W historycznym pochodzie obok trumny z szlagierami muzycy (w tym Jan "Ptaszyn" Wróblewski, członek sekstetu Komedy) nieśli czteroczęściowy transparent, którego litery układały się w słowo "dupa".
Prasa próbowała skompromitować imprezę uciekając się do nieprawdziwych relacji. "Wybijanie szyb kamieniami w pawilonie, w którym odbywały się koncerty, nieludzkie ryki i gwizdy. (...) Już podczas pierwszego koncertu tłum wyłamał drzwi i okna i poturbował spokojnych widzów. W przemarszu przez miasto królowały niemal zupełnie obnażone dziewczęta. (...) Kiedy skończy się ta bikiniarska i gorsząca orgia miłośników muzyki jazzowej?" - pytał dziennikarz "Expresu Wieczornego".
Wtórował mu "Sztandar Młodych": "Nastąpiły zdecydowanie chuligańskie ekscesy w postaci rozbieranych parkanów i przewracania samochodów".
Paradoksalnie w obronie festiwalu stanęła "Trybuna Ludu": "Polski jazz wyszedł z ukrycia. Okazało się, że i w tej, tak popularnej i lubianej dziedzinie muzyki, mamy poważne osiągnięcia, nie mamy się czego wstydzić. (...) Nie można go dłużej przemilczać. Trzeba się liczyć z jego istnieniem. Pod tym względem okazał się imprezą pożyteczną i choć jest pierwszym, chyba nie będzie ostatnim" - kwitował publicysta pół wieku temu.
Za festiwalem wstawiali się ludzie, z których opiniami się liczono, jak choćby Marian Eile, Stefan Kisielewski, Jan Kott czy Zygmunt Mycielski. Znakomite koncerty sekstetu Komedy, Kurylewicza, Trzaskowskiego, Miliana, Melomanów sprawiły, że festiwal odniósł również artystyczny sukces, a dwa lata później przeniósł się do Warszawy jako zalążek późniejszego Jazz Jamboree.
Z okazji jubileuszu nakładem Polskich Nagrań ukazał się trzypłytowy album "Jazz 56", który pozwala stwierdzić, że Polacy zdeklasowali wówczas gości zagranicznych. W miniony weekend odbył się też dwudniowy festiwal w muszli przy sopockim molo. Nie zabrakło bohaterów sprzed półwiecza: "Dudusia" Matuszkiewicza, Witolda "Dentoxa" Sobocińskiego i debiutującego wówczas "Ptaszyna". Był inicjator Franciszek Walicki i była parada. O ekscesach prasa nie donosiła.