Beata Rostocka, zastępca dyrektora MOPS-u do spraw opieki nad dziećmi i młodzieżą: - Odbieram telefony z pytaniem, czy weźmiemy dziecko "na przechowanie", bo rodzice wyjeżdżają za chlebem do Anglii, Irlandii, Szwecji. Jestem przerażona tym, co się dzieje.
Wiosną do biura Rostockiej przyszła pielęgniarka, która pracuje w jednym z wrocławskich szpitali. Twierdziła, że nie ma z kim zostawić dzieci, a musi wyjechać na kilkumiesięczny kontrakt do Irlandii. Do tej pory jej półtoraroczną córką i dwuletnim synem zajmowała się opiekunka. - Chciała oddać je do domu dziecka. Nie rozumiała, że to bezduszne, straszne - opowiada Beata Rostocka.
W domu małego dziecka przy Parkowej od kwietnia jest dwuletnia Ania. Matka zostawiła ją tylko na dwa miesiące bo - jak twierdziła - miała załatwioną pracę w Londynie. Obiecywała, że jak zarobi i spłaci długi, to po córkę wróci. - Od tamtej pory nawet nie zadzwoniła - opowiada Jolanta Dutkiewicz, dyrektorka domu dziecka. - Spodziewałam się tego, bo już wcześniej sąd zabrał tej kobiecie dwójkę starszych dzieci. Chciałam ratować najmłodsze i dlatego je przyjęłam.
Również do wrocławskiego pogotowia opiekuńczego trafiło niedawno rodzeństwo, którego matka wyjechała do Włoch. - Też zapewniała, że jedzie tylko na tydzień po dokumenty - mówi Rostocka. - Słuch po niej zaginął. Odnaleźliśmy ojca dzieci i na szczęście zabrał je z pogotowia.
Ale przepisy nie pozwalają dyrektorom domów dziecka (i pogotowi opiekuńczych) przyjmować dzieci, których rodzice wyjeżdżają na saksy. Nie pozwalają na to przepisy. Dlatego dom dziecka nie przyjął dzieci pielęgniarki.
Beata Rostocka: - Żeby oddać własne dziecko do placówki, trzeba mieć poważne powody. Przepisy mówią, że możemy wziąć dzieci z interwencji, których zdrowie i bezpieczeństwo jest zagrożone. I w bardzo wyjątkowych sytuacjach, jak ciężka choroba rodziców, niezbędna operacja. Dom dziecka to nie przechowalnia!
Katarzyna Korpolewska, psycholog: - Nie można ot, tak sobie, podrzucić dziecka do domu dziecka. Nawet najlepszy to specyficzna placówka. Pobyt w nim jest dla dziecka szokiem. Ono nie rozumie, że zostało zostawione tylko na jakiś czas. Myśli, że porzucono je na zawsze. Przeżywa dramat. Zwykle po takim incydencie już nigdy nie dochodzi do równowagi emocjonalnej.
W sprawie porzuconej Ani w ośrodku na parkowej dom dziecka złożył w sądzie wniosek o pozbawienie matki władzy rodzicielskiej. - Jeśli sąd szybko podejmie decyzję, dziewczynka ma szansę na adopcję - tłumaczy Rostocka. - Jest ładna, zdrowa. Inaczej skazana będzie na dom dziecka.