Zobaczmy gwiazdy abstrakcji w Bonn

Żyjemy w epoce budowania muzeów, które powstają szybko jak katedry w średniowieczu. Tym, który pierwszy wykonał ruch, był Guggenheim. W piątek otwarto w Bonn gigantyczną wystawę sztuki z jego nieprzebranych zbiorów

"Kolekcja Guggenheima" to kolejna wystawa w cyklu "Wielkich kolekcji" prezentowanych w tym miejscu od 14 lat (po wystawach z MoMA, Ermitażu, Prado i Muzeum Narodowego w Tokio). Niemcy liczą, że pobije rekordy frekwencji, przyciągnie może nawet milion widzów, tyle co nie tak niedawno MoMA w Berlinie. Argumentują, że to jedna z największych tego typu wystaw w ich kraju, no i przecież poświęcona legendarnej kolekcji. Guggenheim był pierwszym, który rozpoczął zbieranie sztuki na skalę muzealną.

Zbiory jak z podręcznika

Rzeczywiście pokaz zrobiony jest z rozmachem, który nam musi zaimponować - u nas nie ma żadnej naprawdę dużej hali na serio przystosowanej do prezentacji sztuki współczesnej. W Bonn oddano tej wystawie aż dwa obiekty wystawowe. Oba - czyli większe Kunst und Ausstellungshalle der Bundesrepublik Deutschland (Hale Sztuki i Wystaw Niemieckiej Republiki Federalnej) i mniejsze Kunstmuseum Bonn (Muzeum Sztuki w Bonn) - to nowe i ciekawe przykłady współczesnej architektury.

W sumie pokazano w dwóch budynkach 200 obiektów ściągniętych z czterech kolekcji Fundacji Guggenheima - z Nowego Jorku, Wenecji, Bilbao i Berlina. Większość to prace sławne, podręcznikowe, a kilka z nich to wręcz ikony sztuki XX wieku.

Żeby zobaczyć wszystko, trzeba mieć kilkanaście godzin wolnego czasu i wygodne butów. Kolejność zwiedzania nie jest ważna. Można zacząć od Kunstmuseum, gdzie właściwie symbolicznie, na przykładzie jakichś dziesięciu instalacji, zaznaczono obecność sztuki najnowszej w kolekcji Fundacji Guggenheima, w tym takich artystów jak Matthew Barney, Rachel Whiteread, Douglas Gordon, Anna Gaskell czy Roni Horn. Chociaż lepiej jest rozpocząć wędrówkę w halach, bo i tak dojdzie się do labiryntu.

Pomieszczenie jest ogromne i jasne, prawie jak stadion, wysokie na kilkanaście metrów. W oczy rzuca się najpierw sławny "Green Light Corridor", świecąca zielono szczelina Bruce'a Neumana z 1970 r. Potem "Labirynt" - kolosalna, w kształcie lekko rozszerzającego się ku górze walca pułapka Roberta Morrisa. Oglądana z antresoli przyciąga. Odpycha, gdy podchodzi się blisko. Labirynt to od niepamiętnych czasów symbol błądzenia, błąkania się, zamętu, ale i wtajemniczania. "Labirynt" Morrisa to też symbol i obraz sztuki współczesnej.

Kandinsky u Guggenheima

Wystawa w Bonn też oddaje bezradność widzów. Niektórzy się czepiają, że zawiła, że brak jej tematyczności, albo że zbyt jest wyselekcjonowana, bo nie pokazuje całego obrazu sztuki XX wieku. Od początku jednak założeniem kolekcji Guggenheima było zbieranie głównie sztuki niefiguratywnej. "Non-objectivity will be the religion of the future" - zapisał w statucie założonej w 1937 r. fundacji jej założyciel Solomon R. Guggenheim. I gdy trzy lata później baronowa Hilla Rebay, młoda malarka, autorka abstrakcyjnych obrazów, zaprowadziła 66-letniego przemysłowca, który zbił fortunę na stali, do pracowni Wassily'ego Kandinsky'ego właśnie po jego abstrakcje, Guggenheim kupił 150 prac Kandinsky'ego. Od dziewięciu obrazów tego artysty zaczyna się bońska wystawa. Prace tego i innych mistrzów abstrakcji były już trzonem otwartego w 1939 r. przez Guggenheima Museum of Non -Objective Painting w Nowym Jorku, w dawnym salonie samochodowym przy Wschodniej 54. ulicy.

Fotogramy ukazują klimat tamtych wnętrz: obrazy europejskich i amerykańskich abstrakcjonistów na szarych, wyłożonych aksamitem ścianach, współgrające z szarym dywanem i snującym się w powietrzu dymem kadzideł. Te same prace - m.in. Fernanda Legera, Roberta Delaunaya, Pabla Picassa, George'a Braque'a, Pieta Mondriana - są teraz w Bonn.

Płacz nad "Ptakiem..."

W kolejnej sali sławny "Ptak w przestrzeni" - złociste pióro Constantina Brancusiego. Jedna z ikon sztuki XX wieku. Kupiła go siostrzenica Solomona Peggy Guggenheim, która w 1940 r. przyjechała do Paryża z postanowieniem, by "codziennie kupować jeden obraz" do planowanej przez siebie galerii. Artyści, by zdobyć pieniądze na ucieczkę z Francji, przynosili jej dzieła do łóżka, zanim jeszcze wstała. Kupiła za psie pieniądze Tanguya, Pevsnera, Man Raya, Giacomettiego, Dalego, Bretona, Chagalla i Maksa Ernsta, jej późniejszego męża.

Brancusi płakał, gdy tylko pomyślał, że musi się rozstać z "Ptakiem...". Peggy była pierwszą kolekcjonerką surrealizmu i powojennej amerykańskiej abstrakcji ekspresyjnej. W Bonn można zobaczyć prace z jej kolekcji, w tym de Chirico i Ernsta, ale też Pollocka, Rothko czy Gorky'ego.

W jej galerii Art of This Century zadebiutował w 1942 roku Jackson Pollock. W roku 1949 Peggy kupiła na swoje zbiory Palazzo Venier dei Leoni w Wenecji. Muzeum, które tam otwarła, stało się częścią światowej sieci muzeów stworzonej przez Fundację Guggenheima.

Ale to nie stare weneckie palazzo jest wizytówką tej fantastycznej kolekcji, lecz nowoczesna siedziba Guggenheima w Nowym Jorku. Jej projekt powierzył Solomon Frankowi Lloydowi Wrightowi jeszcze w czasie II wojny światowej. Budowa trwała 17 lat. Wright zrobił 700 szkiców i sześć gotowych projektów. Dziś budynek przypominający spiralę (też rodzaj labiryntu), wystawowa rampa zmuszająca do jednego kierunku zwiedzania przykryta szklaną kopułą - to symbol najlepszej architektonicznej marki. Ale dawniej wzbudzał kontrowersje. Przezywano go "cupcake". Zarzucano fundacji, że nie chodziło jej o komfort sztuki, tylko o wystawienie sobie pomnika.

Jeśli to nawet prawda, to ciągle nie tylko piękna, ale i inspirująca artystów takich jak Hamilton czy Barney, których prace oglądamy w Bonn.

Fundacja Guggenheima, idąc za ciosem, zbudowała sztuce kolejny monument konkurujący z dziełem Wrighta - obłędny, mieniący się kolorami gmach z tytanu i stali przypominający abstrakcyjną rzeźbę - Muzeum Guggenheima w Bilbao.

Otwarte dziewięć lat temu, wymyślone przez Franka Gehry'ego muzeum ze sztuką powojenną dokonało gospodarczego cudu okrzykniętego "efektem Bilbao". Nieduża wcześniej mieścina przemieniła się w miejsce pielgrzymek podobnych do tych, jakie przyciągały w średniowieczu katedry. Dzięki Muzeum Guggenheima o 2 miliony rocznie wzrosła tam liczba turystów. I - tak jak katedry - obiekt w Bilbao zapoczątkował globalny ruch budowy nowych zindywidualizowanych przestrzeni muzealnych. Schaulager w Bazylei, Muzeum Sztuki Współczesnej w Cincinnati, Bellevue Art Museum w Seattle - to tylko niektóre z nich. Budować dalej swoje muzea chciała też Fundacja Guggenheima. Po podpisaniu umowy o współpracy z Ermitażem Rem Koolhaas stworzył małe Las Vegas and Guggenheim Hermitage Museum.

Do dziś nie zrealizowano jednak projektów budynków muzealnych m.in. w Tokio, Rio de Janeiro, Taichung, Singapurze i Guadalajarze zamówionych przez tę instytucję u takich architektów jak Zaha Hadid, Jean Nouvel czy Arata Isozaki.

Już 25 sierpnia w Halach w Bonn miała zostać otwarta druga część wystawy - "Architektura Guggenheima". Miały się tam znaleźć plany i modele budynków zrealizowanych i tych pozostających w sferze marzeń. Wystawa miała pokazać, jak się je planuje i jak buduje oraz to, jak ma się sztuka w takiej sztuce. "Miała" - bo najświeższa plotka głosi, że do tej wystawy jednak nie dojdzie. Szkoda.

Bonn jest nie tak daleko. W kontekście polskich marzeń o budowie muzeum sztuki nowoczesnej byłoby to ciekawe porównanie. Niejedyne zresztą, bo kolekcję międzynarodowej sztuki w Łodzi mamy przecież najstarszą w Europie - Kobro, Strzemiński i Stażewski zaczęli ją tworzyć już w 1928 roku, czyli przed Guggenheimem.

"The Guggenheim Collection"

Kunst-und Ausstellungshalle der Bundesrepublik Deutschland, Friedrich-Ebert-Alle 4 oraz Kunst Museum Bonn, Friedrich-Ebert-Allee 2

wystawa czynna do 7 stycznia 2007.

Więcej o wystawie na www.bundeskunsthalle.de