Nowe rodzaje broni na cywilów

Armia i policja pracuje nad bronią, która nie będzie zabijać, ale tylko na pewien czas unieszkodliwi agresywnych demonstrantów

Zgromadzona wokół szkoły grupa 250 osób była coraz bardziej agresywna. Co jakiś czas nad głowami stojących na dachu amerykańskich żołnierzy przelatywały kamienie. Dużo bardziej jednak niepokoiły Amerykanów trzymane przez część demonstrantów karabiny. Gdy żołnierze usłyszeli strzały (najpewniej w powietrze), odpowiedzieli ogniem - 17 Irakijczyków zginęło, a ponad 70 zostało rannych.

Strzelanina w al Falludży 28 kwietnia 2003 r. była wielką klęską Amerykanów. Otwarcie ognia do ludzi, którzy chcieli tylko, by żołnierze przestali używać szkoły jako koszar i zwrócili ją dzieciom, przekreśliło próby zjednania Irakijczyków już na samym początku okupacji. Al Falludża stała się centrum antyamerykańskiej rebelii, a wielu Irakijczyków zdecydowało się chwycić za broń.

Przyczyna porażki była oczywista. Żołnierze w szkole byli uzbrojeni i wyszkoleni, by zniszczyć każdą armię, która stanie im na drodze. Nie mieli jednak nic, czym mogliby rozpędzić tłum, nikogo przy tym nie zabijając. Rozwiązanie problemu też było oczywiste - dostarczyć armii broni, która obezwładnia, ale nie zabija ani nie rani.

Piraci pogonieni hałasem

Amerykańskie wojsko interesowało się niezabijającą bronią już od połowy lat 90., ale przeznaczane na badania fundusze były skromniutkie. Kilka miesięcy po wydarzeniach w al Falludży zawartość budżetowej szufladki z napisem "niezabijająca broń" została podwojona z 22 mln dol. do 43,4 mln dol. rocznie. Co prawda było to niewiele ponad 0,1 proc. amerykańskiego budżetu wojskowego, ale wystarczyło, by naukowcy żwawiej wzięli się do pracy.

Najlepiej dopracowaną niezabijającą bronią nowej generacji jest LRAD, czyli urządzenie dźwiękowe dalekiego zasięgu. Upraszczając, jest to megafon o potężnej mocy, z którego można "strzelać" do określonego celu dźwiękiem o natężeniu 150 decybeli na odległość ok. 300 metrów. Dla porównania alarmy przeciwpożarowe mają zazwyczaj 80-90 decybeli.

"Trafiony" będzie oszołomiony i nabawi się straszliwego bólu głowy oraz uszu. Osoby stojące za urządzeniem lub obok niego usłyszą dźwięk trochę cichszy (ok. 90-110 decybeli). Dźwiękowe "strzały" mogą trwać tylko kilka sekund, gdyż dłuższe grożą stałym uszkodzeniem słuchu. Urządzenia można też używać do wydawania tłumowi poleceń. Są one wtedy doskonale słyszane w odległości kilkuset metrów.

O skuteczności LRAD-a przekonali się somalijscy piraci, którzy jesienią ubiegłego roku zaatakowali luksusowy statek wycieczkowy. Na ostrzał z karabinów i granatników załoga statku odpowiedziała dźwiękiem. Dwie pirackie łodzie natychmiast zawróciły, a statek bezpiecznie popłynął dalej. LRAD był już też używany w Iraku i podczas zeszłorocznego zamętu po zniszczeniu Nowego Orleanu przez huragan "Katrina".

Inne urządzenie, o którym było już głośno, ma poskramiać demonstrantów przenikającymi przez ubranie mikrofalami. Trafiony nimi osobnik poczuje ostry ból, jakby ktoś dotknął jego skóry rozgrzaną żarówką, i po 2-3 sekundach zrobi wszystko, by uciec z zasięgu parzących promieni. Mimo tak mocno odczuwalnych skutków mikrofale mają być całkowicie nieszkodliwe. Na razie jednak ciągle trwają testy, a data pojawienia się w Iraku pierwszych urządzeń była wielokrotnie przesuwana. Obecnie wiadomo, że nie trafią tam wcześniej niż w 2007 r.

Mazie wszelkiego rodzaju

Opisane powyżej urządzenia nie wyczerpują inwencji naukowców. Jeden z pomysłów to traktowanie krewkich cywilów mazią, która będzie tak śliska, że nie będą potrafili ustać. Producent zapewnia, że po jego mazi nie przejedzie też żaden samochód.

Skutki użycia innej substancji byłyby bardziej odczuwalne. Naukowcy z małej firmy w stanie Indiana wymyślili, by ostrzeliwać prowodyrów pociskami ze straszliwie cuchnącą substancją. Pocisk, trafiając delikwenta, rozbryzgiwałby substancję jak kulki do paintballa rozbryzgują farbę. Trafiony cuchnąłby tak mocno, że nikt nie mógłby wytrzymać w jego pobliżu.

Prowadzono też próby z pianą, która miała oklejać agresywnych demonstrantów, ale okazała się ona zbyt skuteczna. Powstrzymanego za jej pomocą człowieka nie dało się później szybko ruszyć z miejsca, co jest poważnym problemem, gdy policja ma np. odblokować drogę. W dodatku piana może łatwo stać się zabójczą bronią, gdy zaklei usta i nos. Jednak pieniądze wydane na jej opracowanie nie poszły na marne. Jest ona umieszczana w pancernych drzwiach chroniących m.in. amerykańskie składy z bronią nuklearną. Próby wykazały, że nie da się ich sforsować bez aktywowania piany, a wtedy drzwi - nawet już wysadzone - stają się nie do przejścia.

Opisane wyżej urządzenia i substancje nie wyczerpują całego arsenału niezabijającej broni. Obok staromodnych pałek, gumowych kul, miotaczy pieprzu i sikawek z wodą coraz powszechniej stosowane są tasery - pistolety obezwładniające trafionego prądem elektrycznym. Używa ich m.in amerykańska policja, a także żandarmeria wojskowa w Iraku.

Dotychczasowe doświadczenia (zwłaszcza z LRAD-em) przekonały amerykańskich dowódców, że warto inwestować w niezabijającą broń. W ubiegłym tygodniu ogłoszono, że LRAD-y dostaną oddziały Gwardii Narodowej, które mają m.in. uszczelnić granicę USA z Meksykiem. A w specjalistycznych mediach krążą informacje o planach ponownego podwojenia funduszy na rozwijanie niezabijającej broni.