Specjalną konferencję zwołano po tym, jak "Super Express" opisał diagnozę lekarską z teczki, którą SB założyła Lechowi Kaczyńskiemu. 23 grudnia 1981 r. gdański lekarz napisał, że Kaczyński ma chorobę wieńcową.
- Uważam, że stan zdrowia prezydenta jest w pełni normalny, dobry i nie ma żadnych problemów. Jest tylko wyleczona choroba wrzodowa stwierdzona w listopadzie - powiedział minister zdrowia. - Prezydent cierpiał na poważną infekcję na początku roku. Pogłębił ją wyjazd na Śląsk po zawaleniu się hali MTK, z gorączką 39 stopni - dodał rzecznik prezydenta Maciej Łopiński.
I on, i Religa sądzą, że zaświadczenie lekarskie z teczki w IPN może być fałszywe: - Znaczna część lekarzy, w tym i ja, w stanie wojennym wystawiało nieprawdziwe zaświadczenia, żeby pomóc represjonowanym - podkreślił Religa.
Po co więc prezydent przeszedł wczoraj badanie serca? - Pan prezydent uznał, że kiedy ciężka choroba może go nawet zabić, takie badanie byłoby zasadne i takiemu badaniu się poddał - wyjaśniał Łopiński.
"SE" napisał też, powołując się na akta z IPN, że w latach 80. Lech Kaczyński przeszedł załamanie nerwowe. Stanowczo zaprzeczył temu Łopiński. - W ośrodku internowania prezydent podtrzymywał na duchu innych - powiedział.
Skoro prezydent jest zdrowy, czy nieobecność na szczycie weimarskim była "chorobą dyplomatyczną"? - pytali dziennikarze.
- Stan prezydenta jest dobry, co nie znaczy, że nie może go spotkać incydent chorobowy, który trwa kilka dni - wyjaśnił Religa.
- To były zaburzenia ze strony przewodu pokarmowego. Proponowaliśmy, żeby na szczyt pojechał premier - przypomniał Łopiński.
- Mimo że premier miał być zaraz odwołany? - dopytywali dziennikarze
- Wtedy nie było o tym mowy - powiedział Łopiński.