Z Ryanairem, potentatem "taniego latania", można wybrać się pod koniec lipca do Londynu i z powrotem za 1127 zł. Inny tani przewoźnik Wizz Air chce ponad 900 zł. Podobnie Centralwings. Ich samoloty lądują 40 km od centrum.
Tradycyjne linie mają lepszą ofertę dla pasażerów, którym się nie spieszy. Z KLM dolecimy na centralne lotnisko Heathrow za 837 zł (przesiadka w Amsterdamie). Zapewnia posiłki, za które w tanich liniach trzeba płacić. Dobre ceny ma też British Airways.
Na innych trasach różnice są większe. Do Paryża z Air France leci się z Warszawy za ledwie 674 zł. To od 300 do 500 zł mniej niż w taniej linii Sky Europe. Do Rzymu z Alitalią i Lufthansą (przez Monachium) można wybrać się za blisko 670 zł. To o 400 zł taniej niż w Sky Europe i ok. 100 zł niż w Centralwings.
Skąd te różnice? - Jest wysoki sezon. Część biletów sprzedaliśmy za złotówkę wcześniej, więc ostatnie musimy sprzedać drogo, by zarobić. Takie są prawa rynku - mówi Iza Bogus z Centralwings. Ryanair najtańsze przeloty na koniec lipca sprzedał jeszcze zimą.
Tanie linie przebojem wkroczyły do Polski. Podbierały pasażerów tradycyjnym przewoźnikom, promując bilety nawet za 1 grosz.
Przez dwa lata opanowały aż 43 proc. polskiego rynku szacowanego na 11 mln pasażerów.
- Teraz tradycyjne linie przystąpiły do kontrataku i obniżają ceny - mówi Marcin Kryska, redaktor naczelny portalu Mojeprzeloty.pl.