Nie widać końca wzrostu cen mieszkań

Tym, którzy chcą kupić nowe mieszkania, pozostają do wyboru coraz droższe oferty. Jeśli je zaakceptują, a na to się zanosi, to za miesiąc ceny najpewniej będą jeszcze wyższe

Jak podał w środę serwis Tabelaofert.pl, najbardziej, bo niemal o 7 proc., wzrosła w czerwcu średnia cena nowych mieszkań w Krakowie. W Trójmieście ta średnia wzrosła o 4,4 proc., a w Warszawie - o 2,5 proc. W stolicy ceny wahały się w czerwcu od nieco ponad 3 tys. zł za m kw. (średnia dla dzielnicy Wesoła) do blisko 8,8 tys. zł za metr (średnia dla mieszkań budowanych w Śródmieściu).

Tak działa prawo podaży i popytu. Od kilku miesięcy firmy deweloperskie nie nadążają z produkcją mieszkań, tylu jest chętnych. A ponieważ kupujący zgadzają się na stawiane przez deweloperów warunki, ci stale podnoszą poprzeczkę cenową. Podwyżki częściowo wynikają też z rosnących cen działek i kosztów budowy (m.in. drożeje robocizna). Według specjalistów gdyby w dużych aglomeracjach powstawało dwa razy więcej mieszkań niż obecnie, to wzrost cen prawdopodobnie zostałby zahamowany. Niestety, na razie na to się nie zanosi. Z danych GUS wynika, że w pierwszym kwartale firmy deweloperskie i spółdzielnie rozpoczęły budowę nieco ponad 8,5 tys. mieszkań, czyli tylko o niespełna 14 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Ale uwaga! To są wyniki krajowe. W poszczególnych miastach sytuacja jest bardzo zróżnicowana (zależy m.in. od planów zagospodarowania przestrzennego, stanu infrastruktury i sprawności urzędników wydających pozwolenia na budowę). Np. w stolicy, gdzie gorączka zakupowa jest największa, firmy deweloperskie i spółdzielnie rozpoczęły budowę tylko 1834 mieszkań, czyli o przeszło 60 proc. mniej niż przed rokiem!

Nie widać natomiast żadnych oznak spadku popytu na mieszkania. Ostatnio jedna z warszawskich firm deweloperskich zorganizowała dni otwarte, w czasie których można było kupić mieszkania po promocyjnej cenie (od 6 do 8 tys. zł za m kw.). Przyszły tłumy chętnych, pierwsi pojawili się o pierwszej w nocy, na dziewięć godzin przed rozpoczęciem sprzedaży.

- Rynkiem mieszkaniowym rządzi dwoje najgorszych doradców, niepewność i strach przed jeszcze wyższymi cenami - komentował przed miesiącem sytuację na rynku Maciej Dymkowski z redNet Property Group (właściciel serwisu Tabelaofert.pl). Ta opinia wciąż jest aktualna. Niestety, spora w tym zasługa... rządu. Do tej pory wielu inwestorów mobilizowało wejście w życie od lipca ograniczeń dotyczących kredytów walutowych (banki podniosły chętnym poprzeczkę dochodową). - W czerwcu pojawiła się informacja o likwidacji podatkowej ulgi odsetkowej. Żeby skorzystać z odpisu, trzeba kupić mieszkanie przed 2007 r. - mówi Dymkowski.

Według niego w następnych miesiącach popyt może nakręcać także rządowa zapowiedź zmian w zasadach opodatkowania sprzedaży mieszkań kupionych po 1 stycznia 2007 r. Przypomnijmy, że 10-procentowy podatek od wartości zastąpić ma 19-procentowy od zysku. Problem w tym, że ma zniknąć zwolnienie z podatku, gdy sprzedaż następuje po co najmniej pięciu latach od zakupu. Płacenia haraczu fiskusowi nie uniknęliby także ci, którzy pieniądze ze sprzedaży mieszkania chcieliby przeznaczyć na zakup innego.