Na obchody 60. rocznicy pogromu Żydów do Kielc przybyli przedstawiciele rządów Polski, Izraela i USA. Przyszło też kilkuset kielczan.
Prezydent RP nie przyjechał z powodów zdrowotnych. Jego wystąpienie odczytała Ewa Juńczyk-Ziomecka z Kancelarii Prezydenta.
- Zasadnicze znaczenie ma jeden niezaprzeczalny fakt: były ofiary - ci zamordowani, zastrzeleni bądź zamęczeni obywatele. To ich tak bezsensownie i okrutnie przerwane życie woła o naszą pamięć i sprawiedliwość. Nakazuje nam mówić prawdę i wyciągać wnioski z przeszłości - napisał prezydent RP.
Nie umniejszał winy uczestników pogromu: - To, co się przed 60 laty wydarzyło w Kielcach, to była zbrodnia. To była hańba. To jest wielki wstyd i tragedia dla Polaków i dla Żydów, których tak niewielu ocalało po hitlerowskim Holocauście.
Zaapelował o zerwanie ze stereotypami. - Ubolewam, że zarówno w Polsce, jak i za granicą wciąż pojawiają się opinie i wypowiedzi, których autorzy dążą do umacniania stereotypu Polaka antysemity. Z pojedynczych incydentów albo z garści dowolnie wybranych faktów historycznych próbują dowodzić tezy o rzekomo trwałym i nieusuwalnym antysemityzmie nad Wisłą - podkreślał.
Według Kaczyńskiego "incydenty antysemickie zdarzają się wszędzie, w każdym kraju". List kończyła deklaracja: - W wolnej, demokratycznej i praworządnej Polsce nie ma miejsca na rasizm i antysemityzm. Budzą one słuszną odrazę. Wolna i demokratyczna Polska nie boi się dyskusji o przeszłości. Mówiłem o tym w Pawłokomie, powtarzam to dzisiaj w Kielcach.
(Całe wystąpienie prezydenta - s. 19)
Warren L. Miller, przewodniczący Komisji ds. Zachowania Dziedzictwa Amerykańskiego za Granicą, przypomniał okoliczności pogromu: - Przed wojną w Kielcach mieszkało 21 tysięcy Żydów. Większość straciła życie w Treblince. Rok po zakończeniu Holocaustu nieliczni wrócili do swoich domów i mieli nadzieję na odnalezienie tych, których kochali, i na odbudowanie swojego życia. Zamiast tego musieli stawić czoło rozwścieczonemu tłumowi. Bestialskie bicie, niewyobrażalne okrucieństwo i morderstwa - tego dokonywali na bezbronnych i niewinnych Żydach mieszkańcy, żołnierze i milicja - mówił Miller.
Zauważył, że to kielecki pogrom był główną przyczyną emigracji Żydów ocalałych z Zagłady z Polski. - Na szczęście Polska z roku 1946 i Polska z roku 2006 nie jest tą samą Polską. Polska wspiera zachowanie cmentarzy żydowskich i synagog, wysyła do pracy w muzeum Holocaustu wybitnych naukowców i ekspertów, wzniosła inspirujący pomnik w Bełżcu i prowadzi prace nad budową Muzeum Historii Żydów Polskich - wyliczał.
Mocno zabrzmiały słowa prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego: - Na myśl o tym, co się wydarzyło, ogarniała i ogarnia mieszkańców naszego miasta rozpacz. Niemanifestowana, nieobnoszona, ale wypłakana w samotności, wymodlona w ciszy. W imię tej pamięci i tej miłości mamy odwagę i siłę mówić "nie" tym wszystkim, którzy wydarzenia kieleckie z niewiedzy lub wyrachowania przedstawiają w fałszywym świetle.
Ambasador Izraela w Polsce David Peleg przypomniał historię jednej z ofiar pogromu. - Wśród zabitych był Żyd, który 2 sierpnia 1944 r. wyruszył transportem z Kielc w ostatnią drogę do Auschwitz. Człowiek ten cudem ocalał, przeszedł gehennę obozu śmierci, aby dwa lata później zginąć w pogromie kieleckim. Nie znamy nawet jego nazwiska, wiemy jedynie, że na przedramieniu miał wytatuowany numer obozowy B2969.
Obok pomnika upamiętniającego ofiary pogromu posadzono Drzewa Pokoju - trzy dęby. Jeden sadzili wspólnie Jaacov Kotlicki, syn Żyda uratowanego przez znajomego Polaka, i ks. Witold Stolarczyk, nagrodzony medalem "Sprawiedliwy wśród narodów świata" za uratowanie żydowskiej rodziny podczas wojny. Drugi - prezydent Lubawski z przewodniczącym Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce Piotrem Kadlcikiem. Trzeci - naczelny rabin Polski Michael Schudrich z biskupem pomocniczym diecezji kieleckiej Marianem Florczykiem.
Uroczystość próbowało zakłócić kilka osób z transparentem "Kielecki pogrom to sterowana prowokacja przez NKWD i bermanowskie UB". Straż miejska nakazała im zwinięcie transparentu.
Po uroczystości starsi kielczanie kwestionowali napis na tablicy upamiętniającej tragedię. - To nie tłum zaatakował i zamordował Żydów, jak tu piszą. To UB, a tam Żydów nie brakowało - perorowała starsza kobieta. - To nie kielczanie mordowali - wtórowała jej inna. - Nie kielczanie, a kto? Przyjechali jacyś obcy? - pytał młodszy mężczyzna.
Głównym organizatorem uroczystości było Stowarzyszenie im. Jana Karskiego. Jego przewodniczący Bogdan Białek powiedział pod kamienicą Planty 7, gdzie doszło do bestialskiego mordu: - Zostawmy ekspertom, czy była to prowokacja, czy mordowali mieszkańcy Kielc, czy z innych miast, bo to nieważne. Najważniejsze, że to byli Polacy, i za to się trzeba wstydzić.
Potem uroczystości przeniosły się na cmentarz żydowski w Kielcach, gdzie odmówiono modlitwę za zmarłych, a wieczorem odbył się uroczysty koncert kantorów i chóru z Jerozolimy.
prezes spółki Visonic Group zajmującej się produkcją systemów alarmowych
Ojciec tego dnia był w Kielcach. Przyjechał z Gliwic załatwiać jakieś sprawy. Widzieli, co się dzieje, że chcą Żydów bić, to ojciec krzyczy: Ten dom nie ma nawet piwnicy! [według pogłoski w piwnicy Żydzi mieli uwięzić polskie dziecko]. To oni wtedy na niego naskoczyli. Zaczął uciekać w kierunku policji, ale kiedy biegł obok sądu, zatrzymał go woźny sądowy. "Chodź, schowaj się! Ty jesteś wnuczek Berka Goldsztajna, ja cię znam". I ten woźny przetrzymał ojca dwa dni w piwnicy, aż się zamęt skończył. Ojciec potem chował ofiary pogromu.
Co bym dzisiaj powiedział kielczanom? To bardzo trudne pytanie. Nie jestem jakimś wysłannikiem, jestem tylko inżynierem elektronikiem. Ja wielu rzeczy nie rozumiem. Nie rozumiem tego, co się wtedy stało w Kielcach. Nie rozumiem, dlaczego teraz wzrasta antysemityzm we Francji, w Belgii, krajach skandynawskich, ale wiem jedno - z historii mojej rodziny trzeba wyciągnąć naukę na przyszłość, wyciągnąć z tego to, co najlepsze.