Pracę Anthony'ego Bogaerta z Brock University w St. Catharines w Kanadzie publikuje dzisiejszy numer "Proceedings of the National Academy of Sciences". Wpisuje się ona w nurt publikacji, które dowodzą, że z gotowymi preferencjami seksualnymi przychodzimy już na świat, a nie są one kwestią wychowania, doświadczeń ani też własnego wyboru.
Bogaert nie jest nowicjuszem w badaniach nad homoseksualizmem. Pierwsza jego praca na ten temat ukazała się dziesięć lat temu. Naukowiec przestudiował dane statystyczne sporej grupy mężczyzn i zauważył następującą prawidłowość: jeśli mężczyzna nie miał starszych braci, prawdopodobieństwo, że będzie gejem, wynosiło 2-3 proc. Jeśli natomiast jego mama urodziła przed nim trzech-czterech synów, prawdopodobieństwo to rosło do 5 proc. Przez ostatnie dziesięć lat w literaturze fachowej ukazało się blisko 20 prac potwierdzających tę obserwację. Nie udało się natomiast dowieść, że podobna prawidłowość dotyczy lesbijek.
Ilu gejów "zawdzięcza" swoją orientację starszym braciom? Prawdopodobnie co siódmy homoseksualista w Ameryce Płn., czyli ok. miliona Amerykanów. Jeśli ich matki urodziłyby wcześniej córki, mężczyźni ci byliby heteroseksualni.
W jaki sposób obecność starszych braci może wpłynąć na preferencje seksualne młodszego? Czy wpływ ten jest raczej społecznej, czy też czysto biologicznej natury? Bogaert postanowił zmierzyć się z tym pytaniem. Przeanalizował przypadki 944 homo- i heteroseksualnych Kanadyjczyków. Część stanowili studenci z Brock University, reszta badanych zgłosiła się po stosownych anonsach w prasie gejowskiej. Naukowiec odnalazł grupę gejów, którzy wychowywali się wspólnie z biologicznymi i niebiologicznymi (adoptowanymi lub urodzonymi przez inną kobietę) braćmi. Dotarł też do homoseksualistów, którzy mieli biologicznych braci, lecz chowali się z dala od rodziny.
Rezultat badań nie pozostawiał wątpliwości. Jedynym czynnikiem, który rzeczywiście rzutował na preferencje seksualne mężczyzn, był fakt posiadania rodzonych braci. Obecność braci adoptowanych czy przyrodnich nie miała żadnego wpływu na to, którą płeć uznawali w dorosłym życiu za atrakcyjną seksualnie. Co więcej, nieistotne było też, czy rodzeni bracia chowali się razem, czy osobno. Ważne, że się takich biologicznych braci miało.
- A zatem liczy się tu czysta biologia, nie środowisko - podsumowuje wyniki swoich badań Bogaert. Co zaś konkretnie w ramach biologii? - Co łączy młodego brata-geja z jego starszymi braćmi, którzy wychowali się w innej rodzinie? - zastanawia się Kanadyjczyk. - To same matczyne łono - miejsce, w którym każdy z tych mężczyzn spędził pierwszych dziewięć miesięcy życia - sugeruje uczony.
W jaki jednak sposób starsi bracia odmieniają organizm matki tak, że kolejni synowie gustują potem w mężczyznach? Na to pytanie nauka nie ma jeszcze gotowej odpowiedzi. Jedna z hipotez mówi o zmianach w układzie odpornościowym kobiety. W czasie pierwszej ciąży krew matki i krew męskiego płodu nie mieszają się dzięki łożysku. Podczas porodu ta bariera już nie funkcjonuje - matka po raz pierwszy styka się z męskimi białkami swojego syna. Jej organizm wytwarza przeciwko nim przeciwciała, które przy kolejnej ciąży mogą już przenikać przez łożysko i wpływać na rozwój kolejnego męskiego potomka. Im więcej męskich ciąż, tym potencjalnie takich "antymęskich" przeciwciał więcej. Co ciekawe, okazuje się, że łożysko wyjątkowo chętnie "zasysa" przeciwciała i aktywnie pompuje je do krwiobiegu rozwijającego się malucha. Na dziewczynki takie przeciwciała w ogóle nie działają, na męskie płody - jak najbardziej.
- Praca Bogaerta otwiera nową, pasjonującą ścieżkę badawczą - mówi Sven Bocklandt, biolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Bocklandt od pewnego czasu bada krew matek, które wydały na świat kilku synów. Z początkiem tego roku udało mu się odkryć pierwsze drobne różnice pomiędzy matkami, które urodziły kilku chłopców, i takimi, które miały jednego syna bądź same dziewczynki.