Białoruś: proces o szpiegostwo

We wtorek po raz pierwszy w historii niepodległej Białorusi przed trybunałem wojskowym w Mińsku stanął cudzoziemiec oskarżony o szpiegostwo. Christopherowi Lezowi, obywatelowi Niemiec i b. oficerowi Ludowego Wojska Polskiego, grozi do 15 lat więzienia. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami

Białoruś: proces o szpiegostwo

We wtorek po raz pierwszy w historii niepodległej Białorusi przed trybunałem wojskowym w Mińsku stanął cudzoziemiec oskarżony o szpiegostwo. Christopherowi Lezowi, obywatelowi Niemiec i b. oficerowi Ludowego Wojska Polskiego, grozi do 15 lat więzienia. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami

O zatrzymaniu obcokrajowca, który zwerbował całą siatkę agentów oraz przekazywał im sprzęt szpiegowski i pieniądze, białoruskie KGB poinformowało jeszcze w drugiej połowie września ub. roku. Nie podano jednak jakiej jest narodowości ani dla kogo pracował. Również żadna z zachodnich ambasad nie potwierdziła, że zatrzymano obywatela jej kraju. Przez kolejne miesiące wiadomo było tylko, że tajemniczego szpiega umieszczono w tzw. amerykance - areszcie śledczym KGB. Dopiero pod koniec ub. roku wydawana dla stacjonujących w Niemczech żołnierzy amerykańskich gazeta "Stars and Stripes" poinformowała, że najprawdopodobniej chodzi o Christophera Leza - b. kapitana artylerii ludowego Wojska Polskiego.

Rodzina Leców wyjechała z Polski w 1984 r. i otrzymała obywatelstwo niemieckie ze względu na pochodzenie. Krzysztof Lec jest absolwentem leningradzkiej Akademii Wojskowej. W ostatnim czasie wykładał w Centrum im. George'a Marshalla w Garnisch-Partenkirchen. Jak twierdziły źródła "Stars and Stripes", to właśnie on w połowie września został zatrzymany podczas służbowej podróży do Moskwy.

Pomału wszystkie te informacje zaczęła potwierdzać strona białoruska. W lutym o "zatrzymanym obywatelu Niemiec" powiedział sam prezydent Aleksander Łukaszenko. Wystąpił wówczas z niespodziewaną propozycją wymienienia Letza na aresztowanego przez Amerykanów Pawła Borodina, sekretarza Związku Białorusi i Rosji.

Kiedy jednak Borodin wyszedł najpierw z amerykańskiego, a potem szwajcarskiego aresztu na wolność, o Letzu znów zapomniano. Dosłownie kilka dni temu KGB, a z nim rządowe media oficjalnie ogłosiły, że stanie on jednak przed trybunałem wojskowym. Potwierdziły też, że został zatrzymany w Moskwie przez FSB na wniosek strony białoruskiej, po czym przekazano go do Mińska.

Dopiero we wtorkowych wiadomościach państwowej TV przez chwilę pokazano prowadzonego przez milicyjny konwój do sali rozpraw wysokiego, siwego mężczyznę w okularach. Za szpiegostwo grozi mu od 7 do 15 lat więzienia. Zgromadzone w ciągu dziesięciu miesięcy śledztwa akta sprawy liczą siedem tomów, jednak Paweł Lizunow, przewodniczący trybunału, uważa, że proces powinien zakończyć się w miarę szybko, nawet w ciągu kilku tygodni. Dopiero wtedy - na ogłoszenie wyroku - za zamknięte drzwi sali posiedzeń być może zostaną wpuszczeni dziennikarze.

Dariusz Lez nazwał postawione ojcu zarzuty "absurdem". Jego zdaniem proces jest zemstą Łukaszenki za bardzo krytyczny artykuł, jaki opublikował on w jednej z rosyjskich gazet. Celem władz jest być może wymiana Krzysztofa Leza na agentów białoruskich lub rosyjskich - twierdzi.

Niemiecki Tygodnik "Die Woche" przytacza opinię niemieckiego eksperta służb specjalnych Ericha Schmidt-Enbooma, który uważa, że Ośrodek im.

Marshalla ma "silne wywiadowcze korzenie". Twierdzi on, że wydział, na którym Lez uczy amerykańskich oficerów geografii, jest ostatnim szlifem dla przyszłych rezydentów CIA na terenie b. Związku Radzieckiego.

Niemieckie MSZ odmówiło "Gazecie" wszelkich komentarzy na temat "sprawy Leza".

Cezary Goliński, Mińsk