Chwała ci za to, miasto Radom

W Radomiu wzeszło słońce wolnej Polski - mówił wczoraj premier Kazimierz Marcinkiewicz podczas uroczystości 30. rocznicy wydarzeń Czerwca '76. Poszkodowani mówili o dumie i rozgoryczeniu

- Nadal wielu z nas ma wyroki za udział w proteście, niektórzy nie mają za co żyć. Nikt nie pomyślał o rentach dla tych, co w "ścieżkach zdrowia" zdrowie stracili. Co roku podczas rocznicy wydarzeń słyszymy obietnice i niewiele z tego wynika - mówi rozżalony Stanisław Kowalski, jeden z poszkodowanych w 1976 r. radomskich robotników. Na wczorajsze uroczystości rocznicowe przyszedł pod kamień-pomnik na rogu ulic Żeromskiego i 25 czerwca upamiętniający radomski Czerwiec wraz z kolegami: Stanisławem Górką, Henrykiem Bednarczykiem i Wiesławem Plutą. I nawet udało mu się zamienić kilka słów z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem, który ogłosił wczoraj utworzenie specjalnego funduszu przy wojewodzie mazowieckim, z którego ma być udzielana pomoc finansowa poszkodowanym robotnikom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej.

- Aby państwo mogło pokazać, że jest solidarne z bohaterami. Bo jeżeli Polska jest wolna i czasem sprawiedliwa, to w dużej mierze dzięki wam - zwracał się do uczestników protestu sprzed 30 lat. Zapowiedział także, że będzie zabiegał o ustawę unieważniającą represyjne wyroki. - Trzeba również stworzyć program pomocy, aby to, co się zaczęło 30 lat temu, mogło być dumą tego niezłomnego miasta - stwierdził premier.

Na uroczystościach nie pojawił się prezydent Lech Kaczyński. Przysłał list, który odczytał przewodniczący "Solidarności" Janusz Śniadek. "Składam wyrazy najgłębszego szacunku dla radomskich robotników", "dziękuję ludziom KOR, którzy pospieszyli im z pomocą" - napisał prezydent.

- Naszym obowiązkiem jest uczyć o cenie, jaką zapłacili, walcząc o wolność radomscy robotnicy. Dziś mamy wolną Polskę i ta Polska powinna im ich ofiarę wynagrodzić - mówił już sam Śniadek.

Byli też KOR-owcy, m.in. Zofia i Zbigniew Romaszewscy, Jan Lityński, Mirosław Chojecki. - Bez radomskiego Czerwca nie byłoby "Solidarności". Wtedy zrozumieliśmy, że trzeba się zorganizować - powiedział nam Chojecki. Przytoczył słowa Jacka Kuronia: "Nie palcie komitetów. Zakładajcie własne".

- Ofiarę ponieśli robotnicy bici w ścieżkach zdrowia. Wśród bitych byli często też przypadkowi przechodnie, a nawet kobiety w stanie błogosławionym. Oni walczyli nie tylko o chleb, ale i o sprawiedliwość, o wartości eliminowane wtedy z życia publicznego. Chwała ci za to, miasto Radom. Poniosłeś ofiarę, stałeś się miastem z wyrokiem. Z cierpień robotników radomskich, Radomia wyrosła wolna Polska - mówił w kazaniu podczas rocznicowej mszy św. ordynariusz radomski bp Zygmunt Zimowski. Zwracał uwagę na to, że obecnie też robotnicy muszą walczyć o prawo do wypoczynku niedzielnego, pracę i płacę.

- Ci ludzie mają powód do dumy, ale i powód do goryczy. To, że do dzisiaj mają wyroki, jest hańbą Rzeczypospolitej. To powinno być z urzędu załatwione - uważa Jan Olszewski, b. premier i obrońca represjonowanych po radomskim proteście.

Uczestnicy mszy św. mogli podziwiać wywieszony na pobliskim wieżowcu transparent. "Pamiętamy te czerwcowe dni. Ulice skąpane we krwi, bohaterskich robotników. Czerwiec '76" - głosił napis. Radomska "Solidarność" pożyczyła go od kibiców piłkarskiej drużyny Radomiaka, którzy lubią sami nazywać się warchołami, tak jak w 1976 r. komunistyczna propaganda ochrzciła uczestników protestu.

Po mszy znów zdobywano budynek, w którym w 1976 r. mieścił się Komitet Wojewódzki PZPR. W rekonstrukcji wydarzeń sprzed 30 lat wzięło udział - jako demonstranci i ZOMO - około stu radomian. Było wyrzucanie z okien portretów Lenina i innych "świętych" socjalistycznych, a także "podpalenie" komitetu. Na czele pochodu demonstrantów jechali z biało-czerwonymi flagami robotnicy na wózkach elektrycznych, a ulicę zablokowano autobusem, tworząc z niego barykadę.

Demonstrantów usiłowano rozgonić za pomocą armatki wodnej. Z głośników dolatywało skandowanie robotników: "Chleba, chleba", a także głosy ówczesnych I sekretarza KW PZPR Janusza Prokopiaka i komendanta MO Mariana Mozgawy. Ich nazwiska jednak nigdzie nie padły. - To robotnicy są bowiem bohaterami, a nie ludzie dawnej władzy i 25 czerwca ma być ich świętem - tłumaczył Jacek Pawłowicz z IPN.

Inscenizację tłumnie oglądali radomianie. - Gestapo! - wykrzyczał 58-letni Kazimierz Glinka. - Pamiętam, jak było, jak bili. To była makabra, chociaż ja i tak dostałem tylko kilka razy przez łeb i uciekłem. Ale teraz mi to stanęło przed oczami i emocje zagrały - tłumaczył się.

Grażyna Skoneczna przyprowadziła pod komitet wnuki. - Niech zobaczą. Babcia też tu była 30 lat temu. Miałam 19 lat i pracowałam w Radoskórze. Tylko wtedy ludzi było mnóstwo, tysiące, a bili tak, że wióry leciały - opowiada.

Gdy demonstranci wyrzucili z komitetu meble i portret Lenina i zaczęli go deptać, Skoneczna nie mogła powstrzymać łez.