Wczoraj odeszły od łóżek pielęgniarki z łódzkiego Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. - Na razie zrobiłyśmy to tylko na dwie godziny - mówi Alicja Miszkiewicz, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w instytucie.
Przy pacjentach pracowali lekarze. Tylko na noworodkowej intensywnej terapii i na porodówkach pozostały pojedyncze siostry. - Na szczęście nic mi się nie stało w czasie strajku - mówiła Beata Wochna, która lada dzień ma rodzić. - Ale gdyby taka akcja była w czasie mojego porodu, bardzo bym się przestraszyła.
Dziś pielęgniarki chcą powtórzyć akcję i znów na dwie godziny odejść od łóżek. - Jeśli dyrekcja nie da podwyżki, to od piątku zaostrzamy protest. Być może część z nas nie przyjdzie do pracy - zapowiada Miszkiewicz.
- Uświadomiłyśmy sobie, że tylko w ten sposób możemy coś dla siebie wywalczyć - tłumaczy Małgorzata Owczarek z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Ich groźby poskutkowały. Dyrekcja ICZMP jeszcze dziś ma zaproponować pielęgniarkom 30 proc. podwyżki od maja, ale wypłacone w październiku, kiedy zaczną spływać pieniądze obiecane przez ministra zdrowia. Identyczne warunki dostali lekarze, którzy po miesiącu strajku zakończyli wczoraj negocjacje.
W Szpitalu Wojewódzkim w Jastrzębiu Zdroju też wczoraj zaczęły strajkować pielęgniarki, a razem z nimi laboranci, rehabilitanci, technicy itp. Też chcą podwyżek takich, jakie od tygodnia mają już lekarze, czyli po 30 proc. - Nie może być dyskryminacji - oburza się Halina Cierpiał, pielęgniarka i szefowa zakładowej "S". Dyrektor zaproponował im jednak kilka razy mniej. Na znak protestu kilka osób zaczęło strajk głodowy.
Czemu pielęgniarki od razu nie strajkowały z lekarzami? Powody są różne. - Za czas strajku nie dostaje się pensji. My mamy poza szpitalem po dwa, trzy miejsca pracy, one tylko to jedno. Musiałyby być bardzo zdesperowane - tłumaczy dr Eugeniusz Piłat, szef strajkujących w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach. Podkreśla jednak, że w GCMJ lekarze strajkują o podwyżki dla wszystkich.
Poza tym strajkujący lekarze leczą jak na ostrych dyżurach, a pielęgniarki cały czas pracują w systemie dyżurowym. - Dlatego każda forma strajku oznacza u nas odejście od pacjentów - mówi Iwona Borchulska z zarządu OZZPiP.
W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach pielęgniarki próbowały strajku absencyjnego: przy łóżkach zostawała tylko połowa obsady. Wytrzymały dwa dni. - Wróciłyśmy do normalnej pracy, bo za ciężko było nam zostawiać dzieci - tłumaczy Katarzyna Tymińska, przewodnicząca zakładowej komisji OZZPiP.
W zeszłym tygodniu pielęgniarki z Centrum zorganizowały jednak własną pikietę. Powód - miały dość tego, że mówi się tylko o strajku lekarzy z ich szpitala, o pielęgniarkach nawet nie wspominając.
- Media kreują tylko strajk lekarzy, a o pielęgniarkach zapominają - denerwuje się Longina Kaczmarska, wiceprzewodnicząca OZZPiP.
Tymczasem strajk pielęgniarek może być ze względu na charakter ich pracy jeszcze bardziej dotkliwy dla pacjentów. Już w przyszłym tygodniu mają się o tym przekonać mieszkańcy Śląska. W poniedziałek w kilkudziesięciu szpitalach i kilkuset przychodniach odbędzie się tu dwugodzinny strajk ostrzegawczy wszystkich pracowników.
We wtorek strajk generalny. Szpitale i przychodnie będą przyjmować tylko w nagłych przypadkach.