Europejski szczyt niemocy

Rozpoczynający się w czwartek dwudniowy szczyt UE nie przyniesie przełomu w sprawie przyszłości wspólnoty

Rolę motorniczego Unii bierze na siebie premier Belgii Guy Verhofstadt. Jak dowiedziała się "Gazeta", Verhofstadt miał napisać list do pozostałych szefów państw i rządów UE. Belg zapyta w nim, co dalej zamierzają zrobić z unijną konstytucją.

Verhofstadt jest przekonany, że pomimo negatywnych wyniki referendów we Francji i Holandii unijna konstytucja może wejść w życie. Bo istnieje furtka awaryjna - tzw. deklaracja 30. Stwierdza ona, że jeśli cztery piąte państw Unii ratyfikuje eurokonstytucję, a w pozostałych pojawią się problemy, to ostateczna decyzja może zostać podjęta przez Radę Europejską, czyli szefów państw i rządów zgromadzonych na szczycie.

Żeby deklaracja zadziałała, brakuje pięciu państw. I stąd inicjatywa Belga. - Państwa, które wstrzymały ratyfikację, muszą wznowić ten proces - stwierdził Verhofstadt kilka dni temu w Rydze.

Eurokonstytucji bronią też Niemcy i Austriacy. Kanclerz Austrii Wolfgang Schüssel w wywiadzie dla "Bild am Sonntag" przekonywał, że wyobraża sobie referendum w sprawie konstytucji jednocześnie w całej Europie: - Zostałaby przyjęta wtedy, gdyby większość wyborców Europy oraz większość państw Unii wyraziła zgodę.

Niektórym europejskim politykom podoba się to, że Verhofstadt zmusza unijnych liderów do odpowiedzi na trudne pytania. - Państwa UE muszą odpowiedzieć, czy są gotowe zgodzić się np. na taką politykę zagraniczną, w której decyzje zapadają większością głosów, nawet gdy dany rząd będzie w mniejszości - powiedział "Gazecie" francuski eurodeputowany Jean-Louis Bourlanges. - Albo wykazujemy się zaufaniem do pozostałych członków Unii, albo oszukujemy własną opinię publiczną, mówiąc, że wierzymy w projekt europejski.

Nikt się nie spodziewa, że podczas szczytu UE pomysł Verhofstadta zostanie zaakceptowany. Jedyne, na co oficjalnie zdecydują się uczestnicy spotkania, to przedłużenie o rok okresu "refleksji". Ale inicjatywa Verhofstadta stanie się jej ważnym elementem.

Zapewne storpedowany zostanie za to plan antykryzysowy przedstawiony przez Komisję Europejską. Bruksela proponowała, by wyprowadzić Unię z obecnego kryzysu za pomocą kilku konkretnych reform. Najważniejszą z nich byłoby m.in. ułatwienie decyzji w sprawach policyjno-sądowych (miałyby być podejmowane większością głosów i przy udziale Parlamentu Europejskiego).

Na to jednak nie ma zgody. Projekt wniosków szczytu UE, który "przeciekł" do mediów, stwierdza, że taka zmiana "wymaga zastanowienia". Przynajmniej półrocznego.

W trakcie czwartkowo-piątkowego szczytu Unii premierzy i prezydenci państw unijnych zajmą się jeszcze kilkoma innymi sprawami. Przede wszystkim - kwestią dalszego rozszerzania oraz unijną polityką zagraniczną. Politycy będą się spierać, czy jednym z oficjalnych kryteriów rozszerzania powinna być tzw. zdolność Unii do przyjmowania nowych członków. Politycy będą się spierać, ale ostatecznej decyzji nie podejmą - przełożą ją raczej na grudzień.

W tej sytuacji efektami najbliższego szczytu będą jedynie decyzja w sprawie odtajnienia (lub nie) wszystkich obrad Rady UE oraz zgoda na utworzenie Europejskiej Agencji Praw Podstawowych.